Latarka wysuwa się spod pachy. Nasiona, lista marzeń, koperta włożona w Księgę Magii. Głowa pełna informacji. Podniecenie. Ogród jak rześko. Szukam miejsca odpowiedniego do odprawienia rytuału, posadzenia rytualnych roślin i co ważne, zasłoniętego przed sąsiadami. Wiedźmy nie mają łatwego życia, ale smakuje…elektryzująco.
Księżyc?… Jest, czekała. Chwilę patrzyłyśmy na siebie. Przedstawiłam się. Szczególne uczucie. Mój ogród, pełnia jak wiele innych w moim życiu… A jednak. W blasku dzisiejszego księżyca jest inaczej. Nie chodzi o nieziemskość, niesamowitość, bajkowość czy cokolwiek pięknego mówią o Księżycu. Jest bezpiecznie jak w domu. Nie w strukturze pracowicie budowanej przez dziadka i ojca (choć doceniam dach nad głową), ale w Domu gdzie jestem właściwa, odpowiednia. Niczego mi nie brakuje i niczego nie muszę zmieniać. Jestem… i to napełnia mnie szczęściem. Oddycham głębiej, a powietrze smakuje Wolnością.
– Zaczynamy- chichoczę, a bąbelki radości szaleją pod skórą Odprawiam swój pierwszy rytuał! Jakkolwiek było, wiem, że było tak, jak powinno być.
Szepcząc do nasion, całuję Ziemię. Pocałunek dla pra, pra…prababki.
Hania Bonder