Często rozmawiam z aniołami,
między ciszą a ognia płomieniami.
Zabawna toczy się rozmowa,
by coś zakończyć i zacząć od nowa.
Zabawna, bo widzę podwójne numery,
na zegarku, wyświetlaczu kamery.
Nawet tablice rejestracyjne cyfry mają podwójne,
kiedyś to dla mnie chaos, teraz bardziej spójne.
Uśmiecham się, gdy piórko zobaczę,
mniej krytykuję, częściej wybaczę,
bo wiem, że mam w życiu lekcje do przerobienia,
wchodząc w relacje wymagające uzdrowienia.
Stosuję hawajską metodę uzdrawiania,
bym mogła rozwijać w sobie chęć poznawania
wiedzy o sobie samej, o celach mojej duszy,
by miłością i akceptacją serca innych poruszyć.
Może celem mojego istnienia
jest pokazać ile daje sama chęć przebudzenia,
bo to jest początek, od tego się życie zmienia.
Czerpię radość z tego, co dookoła mnie otacza,
co swym pięknem niezwykłą aurę roztacza.
Energia z kapiącego deszczu, ze słońca,
śpiewu ptaków, bujnych drzew – mogę wymieniać bez końca.
I choć anioły o znaki prosiłam,
śpiesznie dodając, bym się ich nie przestraszyła,
dostaję je codziennie w postaci snów czy ludzi,
to jest to potwierdzenie, że warto się „budzić”.
Poszerzam percepcję, mam szersze postrzeganie,
a poprzez dobrych wspomnień rozpamiętywanie,
dwupunkt wykonuję, odganiając myślenie,
otwieram się na materializację, na magii czynienie.
Grażyna Halaburda