Stanisław Jerzy Lec napisał: „Wszyscy chcą naszego dobra, nie dajmy go sobie zabrać”.
Kiedy jesteśmy dziećmi, świat wydaje się być przyjazny, nieskomplikowany i intrygujący. Dzieci mają wysoką świadomość postrzegania. Widzą otaczającą rzeczywistość taką, jaka jest ona naprawdę. Mają w sobie nieobarczoną uwarunkowaniami ciekawość, oraz intuicyjne, naturalne podejście. Są wolne od ram, pudełek i klatek, w które często upchnięci są dorośli poprzez system zasad, zakazów, nakazów i własnego strachu. Jak to w nich utrzymać?
Dzieci są szczere. Mówią to, co czują, bez skrępowania i zażenowania. Są wolne. Każde z nich jest unikalne i emanuje wewnętrznym, wyjątkowym, świetlistym pięknem. Każde z nich jest potencjalnym geniuszem, kreatorem wspaniałego losu, który mógłby się urzeczywistnić…
Dlaczego więc tak się nie dzieje? Dlaczego mała Zosia i mały Jasio nie stają się cudownymi motylami o ogromnych, wielobarwnych skrzydłach, szybującymi w nieskończonej przestrzeni wariantów i wybierającymi najkorzystniejszy scenariusz dla siebie? Taki, który ukazałby ich unikatowe cechy, talenty i pasje i pozwoliłby im je realizować na korzyść zarówno otaczającego świata, jak i przede wszystkim ich samych?
Na swojej drodze dorastania Zosia i Jasio napotykają ludzi, „którzy wiedzą lepiej” i którzy „mają jedyną właściwą rację”: skostniałych nauczycieli o wąskich, konserwatywnych poglądach, toksycznych, zaborczych, narcystycznych, lub niepewnych siebie rodziców, oraz „najmądrzejszych”, autorytarnych szefów nieznoszących sprzeciwu. Albo pseudo przyjaciół, którzy nie potrafią znieść cudzego szczęścia ani sukcesu, a jedynie „pocieszają” nas w momentach naszych porażek, którymi się żywią.
Kreatywne, twórcze, wspaniałe dzieci upychane są do szeregów jak sardynki, robi się z nich emocjonalne kaleki, podcina im skrzydła. Oczywiście dla ich rzekomego dobra, bo przecież rodzice mają więcej doświadczenia i chcą je „uchronić” , a despotyczni szefowie korporacyjni cieszą się w określonym systemie strefą wpływów podobną do strefy Boga.
Dzięki „pomocy” tychże osób, Jaś i Zosia wyrastają na zastraszonych, zagłodzonych emocjonalnie, zaszczutych i sfrustrowanych przeciętniaków, bojących się zmiany i wyjścia poza strefę nudnego, ale znajomego komfortu.
Podcięte skrzydła wyrzucili na śmietnik jako smutny rekwizyt niezrealizowanych marzeń, lub schowali na strychu w drewnianej, przykurzonej skrzyni, do której w najbliższym czasie z pewnością nie zajrzą….
Ale przecież nie musi tak być. Brzydkie Kaczątko stało się Łabędziem, a Kopciuszek królewską żoną. Skoro więc cudowne zakończenia pojawiają się w bajkach, możemy równie dobrze zasymilować je do naszego codziennego życia. Co więc mogą zrobić rodzice, a z jakich zachowań zrezygnować, aby pozwolić skrzydłom swoich dzieci rosnąć?
Kochaj i akceptuj. Miłość do dziecka nie może być miłością warunkową. Nie możesz go kochać jedynie wtedy, kiedy przynosi do domu dobre stopnie i świadectwa z czerwonym paskiem. Czerwone paski ze szkolnych cenzurek nie tworzą szczęśliwych dorosłych.
Daj swojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa. Niech wie, że może ci śmiało mówić o swoich marzeniach i dzielić się nimi, niezależnie od tego jak są szalone. Wtedy będziesz nie tylko rodzicem, ale też przyjacielem.
Buduj dobre, szczere, prawdziwe relacje. Żyjemy w zabieganych czasach, w których dostęp do dóbr konsumpcyjnych jest niezwykle proste. Wiem, że pracujesz czasem po dwanaście godzin i „ciągniesz” dwa etaty, żeby twoje dziecko miało to, czego zabrakło tobie w dzieciństwie. Pamiętaj jednak, że nowe narciarskie buty i markowa, „wypasiona” kurtka, oraz wysokie kieszonkowe nie zastąpią mu twojej uważności.
Bądź obecny. Daj dziecku tak zwany „quality time”, czyli wartościowy czas, w którym będzie ono czuło, że jest dla ciebie najważniejsze, że słuchasz go z absolutną, świętą uwagą i że wasza relacja oparta jest na zaufaniu, którego nigdy nie zawiedziesz.
Pozwól dziecku wybierać. Możesz mieć dużo egotycznych, wspaniałych ambicji. Chciałbyś, aby twoja pociecha chodziła na lekcje tenisa, jeździła konno, czy znała trzy języki obce, bo to będzie dla niej „korzystne” kiedyś. Ale pamiętaj, że twoje ambicje niekoniecznie są marzeniami twojego dziecka.
Pokazuj mu świat. Zachęcaj do eksplorowania, do próbowania różnego rodzaju hobby i aktywności, ale pozwól synowi czy córce decydować, które z nich wybierze.
Nie wyręczaj swojego dziecka. Nie odbieraj mu możliwości uczenia się na własnych błędach. Być może lepki zakalec, który nie wygląda, ani nie smakuje jak najlepsze „ciasto dnia”, stanie się zalążkiem ogromnej pasji do pieczenia czy gotowania. Podobnie „dziwaczne bazgroły na kartonie”, czy „nieforemne bohomazy z plasteliny” mogą przekształcić się w podziwiane w światowych galeriach obrazy, lub rzeźby.
Uważaj na swoje słowa. Słowa mają moc. Zarówno te pozytywne jak i negatywne. Nawet „niewinny” żart powiedziany Zosi, że „nie ma drygu do tańca,” lub jeździ na łyżwach jak „bańka- wstańka” może spowodować porzucenie rodzącej się pasji i kompleksy, które pod warstwą upudrowanej pewności siebie będą ściągać twoje dziecko w dół i powodować, ze będzie ciągle myśleć, że „nie jest dostatecznie dobre” .
Nie oceniaj i nie etykietuj. Oceny pochodzą zawsze z ego, a nie z serca. Czasem ocena, która będzie miała „chronić” twoje dziecko zniszczy w nim coś kruchego i wrażliwego, czego już nie będzie można odbudować.
Wspieraj. Chwal szczerze i dawaj pozytywną informację zwrotną. Buduje to pewnego siebie, silnego psychicznie, stabilnego człowieka, który ma zaufanie zarówno do siebie samego, jak i do otaczającego świata.
Kiedy przydarza się sytuacja w której nie wiesz co zrobić – zadaj sobie pytanie: Co zrobiłaby Miłość? Jak postąpiłaby Miłość? Twoje serce cię nigdy nie oszuka.
Pozwólmy skrzydłom rosnąć, Sky is the limit…….
Magda Warych
fot. www.babyonline.pl, www.dreamstime.com