- To wydarzenie minęło.
JARE ŚWIĘTO (Pierwszy Dzień Wiosny)
21 marca 2018
Jest to święto przypadające na równonoc wiosenną. Poświęcone było szczególnie bogowi Rodowi i Matce Ziemi. Wszystkie obrzędy związane z tym świętem miały przynieść dostatek w rozpoczynającym się z wiosną roku, a także wyprosić u bogów pomyślność w nadchodzących pracach polowych. Najbardziej powszechnym zwyczajem było w tym dniu topienie lub palenie słomianej kukły zwanej Marzanną (Marzanna, Marena lub Mara to bogini władająca krainą umarłych, mrokiem i martwymi wodami ). Po przepędzeniu w ten sposób zimy następowało uroczyste powitanie wiosny. Rozpalano ogniska, szukano wierzbowych gałązek pokrytych baziami, malowano jajka symbol płodności i budzącego się życia. Po wieczornej uczcie zakopywano resztki jedzenia, aby w ten sposób zwiększyć płodność ziemi. W niektórych regionach kończono uroczystości barwnym korowodem, który miał przyspieszyć nadejście pierwszej burzy, wierzono bowiem, że do prac polowych można przystąpić dopiero wtedy gdy Perun połączy się z Matką Ziemią. Dzień po Jarym Święcie obchodzono Śmigus-Dyngus. Bito się wówczas wierzbowymi witkami i oblewano wodą. Było to symboliczne oczyszczanie z brudu i chorób przed nadchodzącą wiosną
Rok księżycowy składał się z trzynastu miesięcy (dzisiejsza 13-stka uważana za pechową). Trzynasty miesiąc miał charakter wyrównawczego, tak by cykl miesięczny pokrywał się z cyklem wydarzeń w przyrodzie. Słowianie nazywali różnie ów miesiąc, ale najpełniej oddaje jego idę nazwa Świcień (Prosweteń). Świcień umieszczano dokładnie w tym miejscu, kiedy Rodzi się Nowe Światło, czyli w okresie Zimowego Górowania Nocy. Był krótszy od innych miesięcy i bardzo odświętny, jako że odrodzenie światła po okresie powiększania się obszaru ciemności, nocy i zmarzliny miało decydujące znaczenie dla przyszłości ludzkiego bytu i bytu całej Przyrody. Wszystkie wielkie święta wiązały się z pełnią Księżyca, a każde ważne działanie musiało być podejmowane na “młodym księżycu” (wzrastającym), jeśli miało się powieść. Według tej miary rocznej wiosna nie przychodziła 21 marca, lecz w pełnię równonocy wiosennej, kiedy przybywającego dnia było już tyle samo, co ustępującej nocy. Od tej chwili symbolicznie ruszała cała wegetacja, dzień zaczynał dominować nad nocą, życie nabierało rozpędu, aż do tryumfalnego szczytu w Letnie Górowanie Dnia, zwane wtedy Kupałą (na cześć Boga Miłości – Kupały-Dziwienia),a obecnie Nocą Swiętojańską. Było to rozpoczęcie nowego roku, bowiem zaczynał się on nie 1 stycznia, lecz z pierwszym dniem Wiosny-Jaruny. Jest to czas naszych świąt wielkanocnych, a termin owych obchodów waha się między 21 marca a 24 kwietnia, przypadając dokładnie na pierwszą niedzielę po równonocnej pełni Księżyca. Bylo to z pewnością najważniejsze święto całego cyklu rocznego.Nic więc dziwnego, że w tych obchodach było wiele magicznych rytuałów związanych z rozpoczynającą się wegetacją i mających zapewnić dobry urodzaj oraz powodzenie w całym nowym roku. Część elementów rolniczego Święta Wiosny włączyła się do Świąt Wielkiej Nocy, ale część z nich oderwała się od dawnej daty, związując z nowymi terminami cyklu słonecznego i z datami nowego kalendarza. Tak na przykład rytuały uśmiercania uosobionej Zimy (Marzanna, Smertnica, Maslenica, Kostroma) zostały przywiązane do daty 21 marca. Jeszcze inne czynności magiczne, bez których niegdyś święto nie mogło się obejść, tępione energicznie przez Kościół, zanikły zupełnie lub przybrały szczątkowe formy. Dotyczy to szczególnie ogólnosłowiańskiego obrzędu wielkanocnego palenia ognisk po wzgórzach i smętarzach-żalnikach (Ogni Gromadnych, Grumadek, Grmači, Grietów), a także obrzędowych uczt związanych z Dziadami Wiosennymi. Do tej grupy należą też “wiosenne igrzyska”, występujące na przykład w krakowskim święcie Rękawki, śląskich wyścigach ludowych zwanych Rochwistem, czy w Wołowym Weselu na Podlasiu. W ogóle większość rytuałów rolniczych, żywych jeszcze w końcu XIX i na początku XX wieku, jest już dzisiaj w naszej kulturze nieobecna.
Pierwszym etapem wiosennych obrzędów było bez wątpienia pogrzebanie zimy. Uosabiała ją najczęściej naturalnych rozmiarów postać kobieca uformowana ze słomy, ubrana w białą, płócienną szatę, ze starannie oddanymi szczegółami twarzy i długimi lnianymi włosami. Jej głowę często wieńczyła cierniowa korona z gałęzi głogu. Cierniste krzewy, takie jak głóg, tarnina, dzika róża (szypszyna) odgrywały w zabiegach magicznych (zwłaszcza grzebalnych) na Słowiańszczyźnie bardzo ważną rolę. Wierzono, że zabezpieczają one przed demonami, przed bogunami Zaświatów i uniemożliwiają zmarłym powrót do świata żywych. Postać tę nazywano w Polsce Marzanną (długoszowa Marzyana) Była ona najprawdopodobniej boginią starości, zagłady i zapomnienia. W starym dokumencie czeskim Mater Verborum przyrównano ją do greckiej Hekate, a w ruskich pieśniach kupalnych występuje wprost jako śmierć. Słowianie Nadłabscy i Łużyczanie, także Ślązacy w tym samym obrzędzie niszczyli postać bogini śmierci nazywanej Smertnicą lub Śmierciuchą. Jej najdawniejsze i prawdziwe miano brzmiało jednak Nyja. Ukraińcy i Białorusini rozrywali i palili postać samej bogini zimy, dwupłciową (dwutwarzową) Kostromę-Kostrubonka. Kostroma-Kostrub-Kostrubonko często trzyma w ręku dębową witkę i, mimo odzienia w kobiece stroje, posiada męskie cechy płciowe. Dwupłciowość lub dwugłowość postaci w rodzaju Kostromy-Kostruba czy uosobienia wiosny Jaruny-Jaryły, uosobienia lata Rajka-Maji (Gaika-Latka) jest śladem wskazującym na wyższe umocowanie bóstw Pór i Stron. W obrzędzie uśmiercenia Zimy kukłę – personifikację bóstwa – obnoszono wokół wioski ze śpiewami, wyśmiewając śmierć i srogie dolegliwości zimy, przyzywano jednocześnie wiosnę, a wszystko odbywało się w asyście śmiechów i płaczów, przy dźwiękach rytualnych grzechotek, piszczałek, gęśli, dud, skuduczy, bębnów i dzwonków, z trzaskaniem batów płoszących ciemne moce i złe demony. Następnie wrzucano symbol bogini do wody i topiono lub puszczano z prądem rzeki (Marzanna), albo palono i rozszarpywano na strzępy (Smertnica, Kostroma). Obyczaj ten był żywy i powszechny jeszcze z początkiem XX wieku. W Polsce do niedawna topiono Marzannę 21 marca. Dopiero po dokonaniu tego symbolicznego uśmiercenia mogły się rozpocząć przygotowania do powitania Wiosny. Dorośli członkowie plemiennej społeczności zajmowali się niezbędnymi czynnościami w gospodarstwie. Każda z tych czynności miała już wymiar niezwykły, niecodzienny, magiczny i religijny. Jak zawsze przy świętach obmywano całe domostwo nie tyle z brudu, co z nagromadzonego przez rok “złego”. Nagrzewano wtedy w łaźni-bani, czyszczono i myto bydło, sprzątano – wymiatając razem z kurzem “wszystko nieczyste”, prano bieliznę, szykowano białe obrusy świąteczne zwane czechółami, które i przy zabiegach grzebalnych odgrywały ważną rolę. W czynnościach występował ścisły podział na męskie i kobiece. Mężczyźni na przykład bili i oprawiali zwierzynę (oddawali się łowom), kobiety zaś przyrządzały z niej potrawy świąteczne. Kobiety piekły kołacze-korowaje i placki w kształtach zwierząt (symbole bóstw i jednocześnie imitacje trzody, która miała się mnożyć) oraz placki-mosty tzw. “kładki” dla Dziadów – duchów przodków, którzy mieli po nich nadejść z Nawi Welańskich. Ogień w piecach chlebowych i ogniskach mógł jednak podtrzymywać tylko mężczyzna – głowa rodu. Chłopcy i dziewczęta szli na poszukiwanie wierzbowych i leszczynowych gałęzi pokrytych świeżymi pąkami “kotków” i “bagniątek”, zwanych od pradawna Baziami. Gałęzie wstawiano w domu w siwak, w jasnym, ciepłym miejscu tak, by się, jak mawiano, “rozkiściły” (rozkwitły). Przez cały okres przygotowań kropiono je wodą ze świętych źródeł, żeby nabrały boskiej, życiodajnej siły. Przynoszono też gałęzie brzozy z młodymi listkami albo świerka (jeśli brzozy nie zdążyły się zazielenić), również całe młode drzewka. Drzewko strojono czerwonymi wstążkami wypowiadając przy tym życzenia, których spełnienia oczekiwano w nowym roku. Gałęziami przybierano cały dom. Młodzieńcy, rozpoczynali w tym czasie budowę “wiech”, zaś panny pod okiem bab (staruszek) malowały jajka tworząc “kraszanki”.
Budowanie wysokich, okazałych wiech było przygotowaniem do wiosennych igrzysk – obrzędu męskiej inicjacji. Przy budowaniu wiechy młodzieniec musiał się wykazać po pierwsze: odwagą (drzewce trzeba było wyciąć samemu w lesie, zapewne nocą), po drugie: wiedzą (znajomością symboli magicznych, gatunków drzewa i tajników wycinki oraz obróbki drewna, także konstruowania), po trzecie: siłą oraz sprytem, bowiem zbudowany przez siebie przepyszny wielometrowej wysokości obiekt trzeba było nieść podczas pochodu wokół sioła. Czym wiecha dla chłopców, tym były dla dziewcząt kraszanki. Biegłość w ich wykonywaniu, opanowanie tradycyjnych wzorów i techniki wyrobu (podobnie, jak opanowanie tajników “kuchni” w ogóle) świadczyły o stopniu dojrzałości. Kraszanka zawiera w sobie esencję wiedzy potrzebnej kobiecie, by być samodzielną gospodynią. To nie tylko sztuka gotowania jajka, ale wiedza o symbolach magicznych (każde jajko miało swój wzór, swoją nazwę i symbolizowało co innego), wiedza o ziołach i sposobach barwienia, o symbolice kolorów, a także test na cierpliwość, delikatność, na sprawność ręki. Temu samemu celowi służyło plecenie nagłownych wieńców z witek brzozowych. Im wyższa i bardziej rozbudowana wiecha (palma), tym silniejszy, bardziej dojrzały do założenia własnej rodziny i gospodarstwa jej konstruktor. Im więcej wspaniałych kraszanek, tym wspanialsza przyszła gospodyni. Takie stadło posiadało więcej szans na przetrwanie, niż inne, mniej dojrzałe czy sprawne.
W prehistorycznych słowiańskich wioskach i grodach o świcie następnego ranka rozpoczynało się święto. Początkował je Śmigus. Obrządek ten polegał na uderzaniu się nawzajem rozkiściałymi witkami wierzbowymi – Baziami (Będziami). To symboliczne bicie wypędzało “złe” z człowieka, uświęcało go i miało dawać siłę kwitnącej wierzbiny czy leszczyny. Aby nabyć mocy pączkujących roślin, należało spożyć Bazie z owych gałązek, co też powszechnie czyniono. Tego dnia przystępowano do intronizacji Wiosny. Odbywało się to podobnie jak uśmiercanie Zimy w pochodzie. Na czele szedł lub był prowadzony przez ukrytych za zwierzęcymi maskami żerców, młodzieniec przebrany za dziewczynę, przystrojony wiosennymi kwiatami, w białych żeńskich szatach, na białym koniu (ruski Jaryła, krakowska Rękawka – postać króla na białym ogierze). W czasach, gdy plemiona słowiańskie już się rozeszły, obrzęd przybrał cechy regionalne i gdzieniegdzie na czele prowadzono parę, chłopca i dziewczynę (Podlasie), często w zoomorficznych maskach (Kukiery w Bułgarii, serbski Kukuvec) albo drewniane figury o wyraźnych cechach płciowych (bułgarski German, wielkopolska Królewna). W dalszej kolejności podążał zaprzęg złożony z dwóch bliźniaczych wołów z radłem (później pługiem), przystrojonych zieleniącymi się gałęziami, powożonych przez braci bliźniaków. Jeden wół był biały, a drugi czarny. Idąc oborywano jednocześnie całe terytorium wioski. Trudno w tym miejscu mówić o całej bogatej symbolice Czarnego i Białego Woła i Bliźniaczości odwołujących się do wielu mitów i symboli, łącznie z parą pierwszych Bóstw Działu: Czarnogłowa i Białobogi. Z tyłu za zaprzęgami szli młodzieńcy z wiechami i panny w brzozowych wieńcach, z kraszankami w kobiałkach. Dalej cała pozostała ludność niosąca korowaje i kołacze. Pochód kończyła grupa przygrywająca na multanach, gęślach czy kobzach. Znów walono w bębny, tłuczono się grzechotkami, dzwoniono dzwonkami, strzelano z batów. Hałasy towarzyszące pochodowi miały wywołać burzę, deszcz i pioruny. Jeśli spadł tego dnia deszcz był to bardzo dobry znak dany przez bogów. Magiczne oborywanie zamykało teren dla dostępu złych duchów i demonów – Zduszy. Od tej chwili nie mogły one zakłócić święta. Wierzono też, że zamknięcie owo będzie skuteczne na cały rok. W niektórych okolicach Rusi, jak podaje Kazimierz Moszyński w swym przedwojennym dziele Kultura ludowa Słowian, miał miejsce zwyczaj, że wiosną dwie odświętnie przebrane kobiety wychodziły z jednego domu w przeciwnych kierunkach. Jedna niosła klucz, a druga kłódkę. Obchodziły one tereny należące do wsi, po czym spotykały się w swej okrężnej wędrówce na jakimś miejscu w polach i tam zamykały kłódkę, po czym zakopywały ją w ziemi. Jest to bardzo odległe echo tego samego zwyczaju magicznego zamykania przestrzeni przez wyznaczenie kręgu. Podczas pochodu symulowano cały cykl zalotów, płodzenia, brzemienności i porodu. Było to symboliczne naśladowanie rocznego cyklu Przyrody. Po zakończeniu pochodu, na wybranym miejscu, świętym wzgórzu – trebiszczu lub bugryszczu – w pobliżu kątyny, świętego gaju i żalnika (te obiekty przeważnie sytuowano razem), zapalano ognisko i urządzano igrzyska połączone ze zbiorową ucztą. Często igry zaczynały się dopiero następnego dnia. Składały się na nie biegi (śląski Rochwist), walka na pięści (kijowskie święto Peruna z ruskich Latopisów), zapasy (podlaskie Wołowe Wesele), wspinanie się po słupach (krakowska Rękawka), walki orężne na kije itp. Podczas igrów odbywał się też rodzaj konkursu kraszanek. Oceniano je, toczono po ziemi, na wyścigi, w dół zbocza (Rękawka), a następnie rozbijano uderzając jednym jajkiem o drugie. Wygrywała ta kraszanka, o którą wszystkie inne się rozbiły. Podobnie toczono w dół kołacze. Bezpośrednio po tym wydarzeniu przystępowano do uczty, na początek której częstowano się owymi kraszankami. Jajo jako symbol życia miało w obrzędach słowiańskich wielkie znaczenie. Jeszcze w XIX wieku podczas wielkanocnego dzielenia się jajkiem nie wolno go było brać widelcem, lecz koniecznie ręką. Jajko było nie tylko żywym zarodkiem, ale jednocześnie symbolem rodzącego się Słońca, boskiego syna Ognia Niebieskiego – Swarożyca i głównych bogów Niebiańskich samego Ognia Ogni – Swaroga i Pana Światła – Dażboga. Uczta kończyła się wieczorem. Następny dzień rozpoczynano od obmycia się w świętej wodzie zaczerpniętej uprzednio ze świętego źródła. Oblewano się wzajemnie zimną wodą źródlaną i to bardzo obficie. Zabieg ten dawał ludziom oczyszczenie i siły życiowe, tak samo jak deszcz daje je roślinom. Przetrwał jako Dyngus i odbywa się obecnie w drugi dzień Wielkanocy. Przaśny dyngus jest chyba najbardziej żywym z obrządków zachowanych w Polsce, ale jego sens zdesakralizowany przez chrześcijaństwo, dawno już dla większości biorących w nim udział stał się niejasny. Tymczasem słowa pochodzące od indoeuropejskiego rdzenia dag-, deg-, takie jak właśnie Dyngus zawierają w sobie najświętsze znaczenia dawnej Wiary Przyrodzonej. Z tego rdzenia wywodzi się pojęcie deus – bóg zachowane w imionach bogów: Dziwienia-Kupały, Dziewanny, Diwa-Ładziwa, Prawdziwca-Prawica, Dyja-Poświściela, Podagi, Pogody, Dzięgli-Działów i innych, pojęcie świecenia, ognia, żaru. Dyngus wiązał się więc również z całą pewnością z rozpalaniem świętych ogni i składaniem dziękczynnych ofiar Bogom. Tego dnia udawano się więc na wzgórza, gdzie rozpalano Ognie Grumadne, i na żalniki. Na żalnikach, zaścieliwszy mogiły białym czechółem, spożywano posiłek wspominając zmarłych. Na posiłek ten składały się wypieczone kładki, jajka i miód. Miód miał szczególne znaczenie jako dar pszczół wylęgłych z głowy Boża Tak w dużym przybliżeniu wyglądały pradawne pogańskie święta wiosenno-noworoczne.
źródła: www.bielskadruzynanajemna.cba.pl / www.mitologie.wordpress.com