Magię i pracę z energiami należy wpajać człowiekowi od dziecka. Dlatego z radością widzi się na półkach takie pozycje wydawnicze jak „Chowańce” z wydawnictwa Iuvi. Z jeszcze większą radością i wypiekami na twarzy się je czyta.
Jak z tematem magii i kontaktu z wyższym wymiarem dotrzeć do dzieci? Oczywiście poprzez zwierzęta. Mogą to być Zwierzęta Mocy jak jest w niedosłowny sposób pokazane w „Piaskowym wilku” Asy Lind (wydawnictwo Zakamarki). Mogą to być też chowańce, czyli zwierzęta, które pomagają magom i wiedźmom w zamian za kąt i miskę ciepłego mleka czy orzechy. Z tego drugiego pomysłu skorzystali Adam Jay Epstein i Andrew Jacobson.
Obaj panowie poznali się na parkingu w Los Angeles i od tamtego dnia piszą wspólnie scenariusze filmowe i telewizyjne. Pewnego dnia Adam zapytał Andrew: „Czy wiesz gdzie chowają się chowance?” I z tego prostego pytania zrodziła się Bezkresja oraz przygody trzech zwierzątek na usługach młodych czarodziejów.
Nie ukrywam, że przygodę z serią już książek o chowańcach zaczęłam od drugiego, bądź trzeciego tomu. W pierwszej chwili zniechęcił mnie „marsz umarłych zwierząt” i niedźwiedź, któremu widać było żebra, po których ściekała żółć. Książka na kilka dni została schowana na półkę. Szczęśliwie mój młodszy syn bardzo chciał chowańców poznać. Zaufałam dziecku i postarałam się o pierwszy tom sagi. Po pierwszym rozdziale wsiąknęła w książkę całą rodzina.
Struktura powieści polega na tym, że rozdział kończy się w takim momencie, że książki nie można ze spokojem zamknąć. Ciekawość bierze górę i rozdziały łyka się jak najlepszy kryminał. Akcja „Chowańców” jest bardzo wartka i trzymająca w napięciu.
Głównym bohaterem jest kot Aldwyn. Towarzyszą mu modrosójka Skylar i rzekotka Gilbert. No właśnie. Obok kota, bohaterowie nie są klasycznymi Zwierzętami Mocy czy chowańcami. To nie jest smok ziejaący ogniem, królewski lew czy księżycowy wilk. To niepozorne zwierzątka wielkości garści ze swoimi strachami i kompleksami (Gilbert), zbyt dużym ego (Skypar) czy tajemnicą (Aldwyn). Ale to właśnie w nich tkwi moc, która pozwala im przechytrzyć wiele przeszkód, niebezpieczeństw i złych czarów. Mimo, że Aldwyn …. ale nie będę zdradzać jego tajemnicy.
Wracając do straszliwych opisów rodem z marszu zombie, tylko że zwierzęcego. Makabra jest obecna w książce. Ale jest ona w takiej dawce, że mój pięcioletni syn nie ma z tym problemu. A są tu i okropne czarownice, kościste potwory i powtarzający się w tomach Marsz Umarłych. Zdarzają się zabójstwa lub nawet okrutny łowca zwierząt noszący na złotym łańcuchu nos wilka. Nie wierzę, że teraz to piszę, ale ta makabra jest tu opisana w mocny, ale dobry sposób. Nie ma tu miejsca na lubowanie się krwią i śmiercią. Oswajamy jednak dziecko z tym, że świat nie jest tylko różowy i o smaku truskawek. I nawet, kiedy brzydko wygląda i jeszcze gorzej pachnie, nie ma powodów, by się go bać. Trzeba się temu przeciwstawić wierząc bądź nie we własne moce.
Książka uczy wiary w siebie i powstawania po upadku. Uczy przyjaźni mimo wad i różnic charakteru pomiędzy zwierzętami. Uczy też, że Zło może czasem przybrać barwy Dobra i na odwrót.
„Chowańce” to książka, którą dorośli cichaczem doczytują dalej kiedy dzieci już zasnęły. Warto przeczytać wszystkie i to dosyć szybko. Sony Animation bowiem tworzy na podstawie „Chowańców” film animowany.
Dora Rosłońska