To naprawdę chyba przekora matki natury, że owoce tak pożytecznej roślinki wyglądają tak, jak wyglądają. Wszyscy w nich widzą diabelskie łebki czyli główki. No fakt, mają rogi. Właściwie to nie są rogi, tylko takie maleńkie wąsiki, które lubią przyczepiać się do ubrań, albo do psiej sierści. Dzięki nim uczep trójlistkowy potrafi wysiać się naprawdę daleko od miejsca, w którym rośnie roślina macierzysta.
To świetna strategia, bo dzięki niej różnorodność genetyczna gatunku jest spora. Z drugiej strony – roślina ryzykuje, że nasiona upadną w miejscu, gdzie nie będzie warunków do wykiełkowania. Coś za coś. Wracając jednak do uczepu – oprócz trójlistkowego, o który stosunkowo najłatwiej, bo rośnie na żwirowiskach, śmietniskach, po rowach i przydrożach, mamy w Polsce jeszcze kilka innych, pokrewnych gatunków uczepu, z grubsza biorąc o podobnych właściwościach. Wszystkie mają rogate owocki, z tym że niektóre mają trzy lub cztery „rogi” i skojarzenie z diabelską głową nie jest już takie oczywiste. Gatunków uczepu jest znacznie więcej, około 200, ale większość z nich rośnie poza Polską.
Te „nasze” nie są na pierwszy rzut oka zbyt efektowne i, mimo że osiągają spore rozmiary (do 80 cm), rzadko przyciągają nasz wzrok, tonąc w ogólnym „zielsku” porastającym zbocze mokrego rowu, czy skraj drogi. Ich żółte kwiatki, zebrane w niewielkie koszyczki, otoczone są rozetką zielonych listków, poza tym ulistnienie roślinki jest raczej skąpe, ogólnie roślinka „ginie w zielonej masie” i na pierwszy rzut oka trudno ją zauważyć. Zapylają ją owady, ale widać nie musi wyglądem zwracać na siebie ich uwagi, by zostać zapylona. Kwitnie uczep dość późno – wprawdzie zaczyna w lipcu, ale szczyt sezonu na niego to koniec sierpnia, a przy dobrej pogodzie można go zbierać nawet w październiku. Zbierając, róbmy to ostrożnie – na lżejszym podłożu roślina ledwo trzyma się ziemi, a my nie potrzebujemy całej, wystarczą nam kwitnące wyższe, cieńsze łodyżki, z liśćmi i kwiatostanami, także przekwitłymi.
Uczep jest w naszym kraju rzadko stosowany jako zioło, a szkoda, bo ta pospolita roślinka ma szereg cennych właściwości. Brak popularności wynika być może z faktu, że najbardziej wartościowe są kwiaty i nasiona tej rośliny, a pozyskiwanie ich nie jest łatwe. Trzeba by zebrać ogromną ilość kwiatowych łebków, oddzielić te z nasionami, z nasion dobrze by było jeszcze wydestylować olejek eteryczny… Nie… Za dużo zachodu. Toteż jeśli już w ogóle – stosuje się całe, kwitnące ziele. Tak czy owak – na pewno warto.
Przede wszystkim ta roślinka jest silnie przeciwzapalna i oczyszczająca. Tradycyjnie, ze względu na właściwości moczopędne, bywa stosowana w mieszankach urologicznych – zapobiegających stanom zapalnym układu moczowego, leczącym zapalenie kłębuszków nerkowych, nawracające zapalenia pęcherza itp. Jest jednak także dobrym ziołem wspomagającym wątrobę i wydzielanie żółci. Ze względu na swoje właściwości przeciwzapalne i ściągające bywa też użyteczna w użyciu zewnętrznym – na trudno gojące się rany, trudne zmiany trądzikowe, na hemoroidy. Takie dość wszechstronne ziółko. Ulubione przez miłośniczki naturalnej kosmetyki. Wprawdzie macerat na świeżym zielu jest pracochłonny, ale zastosowany w kremie lub maści potrafi zdziałać cuda przy cerze skłonnej do wyprysków.
Z kolei picie uczepów w naparach w mieszankach z ziołami oczyszczającymi, pomoże odtruć organizm i pozbyć się toksyn w chorobach wynikających z problemów z wątrobą, a więc nie tylko w artretyzmie, dnie moczanowej, ale w młodzieńczych i trądzikowych problemach z przemianą materii. Warto uczepu jeszcze teraz poszukać na łące, przy drodze polnej, nad rowem z wodą – byle w czystym miejscu. Susząc go, warto pamiętać o ogólnych zasadach, bo jest wyjątkowo wrażliwy na temperaturę i warunki suszenia – a więc przewiew, suche miejsce, naturalna temperatura, bez ekspozycji na światło. I już.
Dlaczego warto uczep zebrać samodzielnie i trudzić się z jego własnoręczną obróbką? Przecież w dzisiejszych czasach przez internet można kupić właściwie wszystko, łącznie z unikalnymi ziołami z dżungli amazońskiej? Ano, można, ale co z tego? Zioła wprowadzane legalnie do obrotu handlowego, czyli takie, które można znaleźć w aptekach i sklepach internetowych, obowiązkowo poddawane są tzw. higienizacji. Muszą. Takie wymogi sanitarne. Natomiast techniki higienizacji – od chemicznych (tak, płukanie ziół w mieszankach zawierających bakteriobójcze chemikalia, ozonowanie, które niszczy składniki wrażliwe na tlen) po fizyczne, czyli naświetlanie lampą UV (niszczącą składniki irydoidowe w ziołach wrażliwych na światło), suszenie gorącym powietrzem (żegnajcie, olejki eteryczne), czy nawet poddawanie promieniowaniu gamma (!) – tak więc techniki higienizacji – jak widzicie – bezpowrotnie niszczą zioła. I o ile w przypadku korzeni żywokostu umycie surowca w gorącej wodzie i wysuszenie go w kilkudziesięciu stopniach, tudzież naświetlenie lampą UV w celu pozbycia się bakterii nie wpłynie szkodliwie na jego lecznicze właściwości, o tyle przy surowcach delikatnych warto po prostu samemu zebrać zioła na czystej łące czy w lesie, wysuszyć je prawidłowo, choćby wieszając w pęczku pod sufitem w przewiewnym przedpokoju, owinięte skrawkiem gazy i mieć surowiec wysokiej jakości. Całkowicie za darmo. I już.
Kiedy kupujemy zioła w aptece, najczęściej sprzedawca oferuje nam surowiec silnie rozdrobniony, a więc często zwietrzały, zapakowany w saszetki do zaparzania (które same w sobie zawierają mnóstwo chemii użytej do produkcji i wybielania włókniny), przeleżały na podgrzanej żarówką aptecznej półce. No i oczywiście, gdzieś na samym początku obróbki poddany rzeczonej higienizacji takiej czy innej. Surowce takie, jak np. melisa, oferowana w saszetkach jako uspokajająca herbatka, zdaniem dr. Henryka Różańskiego, wielkiego naszego autorytetu zielarskiego, są kompletnie bezwartościowe, ponieważ po takiej obróbce to delikatne zioło nie ma prawa zawierać prawie wcale olejków eterycznych, które stanowią o jego wartości.
Tak więc, jeśli chcecie mieć dobrą melisę, uprawiajcie ją w ogródku, czy choćby w doniczce na oknie, a jeśli kupujecie, to w postaci możliwie jak najmniej rozdrobnionej i jak najświeższą. Z uczepem rzecz ma się podobnie, z tym że wobec jego pospolitości, nie warto go może uprawiać (zachwaści ogródek), natomiast warto samodzielnie zbierać.
Tegoroczna jesień wydaje się bardzo łaskawa. Trzeba wykorzystać te piękne, słoneczne dni, wymknąć się, choć na kilka godzin do najbliższego lasu, na łąki, nad rzekę, z pewnością jeszcze znajdziecie gdzieś nad wodą przekwitający uczep.
Artykuły o innych niezwykłych ziołach znajdziesz TUTAJ.
Ewa Mirowska
Grafika: https://commons.wikimedia.org
https://pixabay.com