Ten rok jest trochę dziwny w przyrodzie. Wiosna przyszła późna, zmarznięta i zakręcona trochę. W pośpiechu kwitły obok siebie rośliny, które zazwyczaj kwitną w pewnych odstępach czasu. Potem w maju mieliśmy w sporej części kraju falę mrozów, które po prostu zważyły kwitnące drzewa i krzewy owocowe, a zaraz potem upały na przemian z falami ulewnych deszczy. Histeryczna cokolwiek pogoda. Toteż owoców mamy w tym roku niewiele i drogich. Gdzieniegdzie deszcze padały latem tak obfite, że zboża gniły na polach. Słońca zabrakło. Zabrakło też jego darów. Za to jesień przyniosła niespodziankę – wysyp grzybów tak ogromny, jakiego najstarsi ludzie nie pamiętają. Są miejsca w lasach, gdzie można dosłownie brodzić w grzybach wszelkich gatunków…
Grzyby od niedawna dopiero nie są uznawane za rośliny. Ich osobliwość jako odrębnego od roślin królestwa równorzędnego przypieczętował prosty fakt – grzyby nie stosują fotosyntezy, czyli nie używają światła słonecznego do przetwarzania pobranych z gleby substancji nieorganicznych w materię własną. Rosną w ciemnościach, często pod ziemią, rozrastają się po świecie szeroko delikatną pajęczyną grzybni, wspomagającej, bądź niszczącej rosnące wokół rośliny, spełniając przy tym nierozpoznane, ledwo niedawno zauważone przez ludzi funkcje sieci komunikacyjno-dostawczej w świecie roślin naczyniowych.
Ich mroczna sława i odsądzenie od czci i wiary wywodzi się ze średniowiecza, ale jej powodem jest nie tyle ich „podziemny” i mroczny charakterek, ile to, że w poprzednich epokach i religiach politeistycznych, grzyby bywały czczone, jako zdolne do kreacji życia, wspomagające prokreację, posiadające szczególne moce, niektóre z nich – gatunki halucynogenne, czczono ze względu na ich zdolność przenoszenia człowieka w świat duchów i sprowadzanie wizji, poszerzające świadomość. Do dziś wyobrażamy sobie wiedźmę jako pokręconą przez reumatyzm, leciwą staruszkę, żyjącą w walącej się chatce porośniętej muchomorami, z purchawką rosnącą pośrodku nosa. Muchomory, a w każdym razie niektóre ich gatunki, poddane starannej, pieczołowitej obróbce, faktycznie mogą sprowadzać wizje i halucynacje, potrafią to także niektóre inne gatunki grzybów, jednak cena zdrowotna, jaką można zapłacić za taką zabawę, jest niewspółmierna do korzyści, jakie można tym sposobem osiągnąć. Mówiąc wprost – serdecznie odradzam. Można się przejechać znacznie dalej, niż by się chciało, w dodatku z biletem w jedną stronę. Grzyby zresztą faktycznie są dla nas trudne do ogarnięcia. Niektóre gatunki grzybów jadalnych są niemal bliźniaczo podobne do swoich trujących kuzynów i trzeba je dobrze poznać, żeby bezpiecznie z nich korzystać. Zbieranie prawdziwków, podgrzybków i rydzów to łatwizna, chociaż i tu zdarzają się pomyłki, ale już odróżnienie sromotnika od pieczarki bywa trudne. Mimo pokusy, jaką jest talerz pełen pysznych pieczarek, lepiej odpuścić, jeśli nie ma się absolutnej pewności, co się właściwie zebrało. Wiem, zaczynam od kazania, ale muszę je wygłosić, bo co roku możemy przeczytać o ludziach, którzy zebrali coś, co wyglądało „na sto procent” jak pieczarka, żeby po spożyciu pysznej potrawki wylądować wraz z całą rodziną na toksykologii z mglistą wizją natychmiastowego przeszczepu wątroby lub zgonu. No niestety, taka pomyłka jest możliwa. Często też zdarza się zatrucie przerośniętą czubajeczką (śmiertelnie trująca) zebraną omyłkowo jako niedorosła kania.
Z drugiej strony…
W zaroślach dzikiego bzu czarnego i innych, nadgniłych, próchniejących drzew liściastych znajdziemy rosnące wprost na drzewie Uszaki bzowe, zwane też Judaszowym uchem – grzyby bliźniacze do grzybków „Mun”, uważanych przez wschodnią medycynę za podnoszące odporność, wzmacniające organizm, lecznicze dla skóry, pomocne też przy nadciśnieniu. Warto te dziwne, galaretowate twory zbierać, suszyć, dodawać do zup i makaronów, a jeśli ma się kawałek ogródka – warto je też hodować na jakimś starym spróchniałym drewnie liściastym.
Na brzozach często spotkamy specyficzną, jasną hubę, beżową z wierzchu, białą pod spodem. To białoporek brzozowy, stosowany od czasów prehistorycznych do leczenia chorób typu reumatycznego, rozmaitych stanów zapalnych, działający przeciwbólowo, gojąco, a także przeciwpasożytniczo. Nie należy go mylić z błyskoporkiem, czyli rakiem brzozy, wyglądającym zupełnie inaczej guzem, spotykanym niekiedy na tym drzewie, także o ciekawych własnościach leczniczych, wg źródeł ukraińskich zdolnym do walki z niektórymi typami nowotworów.
Niedawno sławę zdobył Kolczak obłączasty – grzyb podobny trochę do „kurki”, czyli do Pieprznika jadalnego, różniący się od niego tym, że jego hymenofor (to, co pod kapeluszem) wygląda, jakby składał się z małych igiełek. Ten ciekawy grzyb, rosnący również w polskich lasach, może być stosowany do produkcji leków na choroby degeneracyjne układu nerwowego takie, jak np. choroba Parkinsona.
Grzyby otaczają nas, mimomimo że o tym często nie wiemy. W naszym bezpośrednim otoczeniu często w naszych mieszkaniach, rozwijają się pleśnie – czasem szkodliwe dla naszego zdrowia, jak te z rodziny aspergillus, a czasem zbawienne, jak Penicillinum, z którego pozyskano pierwszy antybiotyk. Tak, bo antybiotyki, których dziś tak się boimy, a których wciąż jeszcze nadużywamy, też powstały dzięki grzybom. Stanowią ich naturalny system obronny, który może być też wykorzystywany przez człowieka do leczenia infekcji bakteryjnych. Warto o tym pamiętać, zanim odsądzimy wszystkie antybiotyki od czci i wiary.
Grzyby ze względu na swoją budowę i funkcje, jakie zdają się pełnić w przyrodzie, chętnie bywają dziś przyrównywane do „leśnego internetu”. Jest to porównanie dość trafne, trzeba przyznać. Strzępki grzybni odbierają informacje o potrzebnych drzewu substancjach odżywczych i są w stanie w pewnym stopniu te substancje do rośliny transportować. Wiedzą o tym od dawna ogrodnicy, którzy sadząc drzewa, czy to ozdobne, czy owocowe, często zasilają jego system korzeniowy mikoryzą, czyli zarodnikami grzybów sprzyjających konkretnym gatunkom drzew. Efekty tych zabiegów są wyraźnie widoczne – drzewa rosną lepiej, lepiej się ukorzeniają i wyglądają na dobrze odżywione nawet na lichej glebie.
Zapytacie, co mi nagle tak zeszło na grzyby? Przecież jestem zielarzem? No tak, ale zielarze od zawsze używali grzybów w lecznictwie, co, jak potwierdzają współczesne badania, miało sporo sensu. W dodatku, wiecie, jestem prywatnie wielką fanką grzybów jadalnych i miłośniczką grzybobrania. Grzyby nie są przesadnie kaloryczne, ale zawierają wiele potrzebnych nam soli mineralnych, fajnie urozmaicają jesienną dietę, a ich zbiór, to niemal narodowa tradycja – bardzo piękna, związana ze spokojnym szwendaniem się po pięknym, kolorowym, jesiennym lesie. Zatem mili Państwo, za parę dni pełnia, trochę popadało – na weekend czeka nas kolejny wysyp grzybów. Znajdźcie chwilę czasu na grzybobranie.
Przeczytaj również: Psylocobina – drzwi percepcji na talerzu
Ewa Mirowska
Grafika: https://pixabay.com/pl