Lena wygodnie usadowiła się w ogrodowym fotelu i popatrzyła na zwieszające się girlandy zieleni zaglądające wprost na taras. Uwielbiała ten taras sąsiedzkiego domu. Był dla niej oazą, odskocznią od codzienności. Bywała na nim często, zazwyczaj w letnie wieczory. Sąsiedzi zapraszali ją na kawę i domowe ciasto albo na sąsiedzkiego grilla, zakrapianego zimnym piwem. Nie wiedzieć kiedy sąsiedzkie nasiadówki zmieniły się w pełne życzliwości i szczerości przyjacielskie, głębokie rozmowy o życiu. O tym co zwykłe i o tym co uważności wymaga. Basia i Stefan stali się dla Leny bardzo bliscy. Zresztą z wzajemnością. Ten dzień należał do nich. Czas zatrzymał się tu na tarasie, w ten letni dzień, przy filiżance parującego naparu z lipy. I właśnie wtedy po raz pierwszy odważyła się zagadnąć o Reiki.
– Opowiesz mi, co to jest Reiki? – odezwała się do Leny Basia. – Nigdy Cię o to nie pytałam. Zawsze mnie to intrygowało, a niewiele o tym mówisz…
– Nie każdy chce o tym słuchać, więc staram się nie opowiadać o swojej pracy i pasji – uśmiechnęła się Lena. – Ale to nie jest żadna tajemnica. Reiki to duchowo kierowana Energia Życiowa. To system przesyłania energii przede wszystkim sobie i innym poprzez nakładanie rąk i pewnego rodzaju medytację. Opierasz się wtedy na formułowaniu intencji. Ta metoda uzdrawiania narodziła się w Tybecie, bardzo dawno, jeszcze w starożytnych cywilizacjach. Na nowo odkrył ją w drugiej połowie XIX wieku japoński mnich, doktor Mikao Usui. Fenomenem uzdrawiania przez Reiki jest to, że adept Reiki właściwie nie posiada jakiejś wyjątkowej, niepowtarzalnej wiedzy. Wystarczy jego otwarcie się na uniwersalną, inteligentną, uzdrawiająca energię pochodząca ze Źródła czyli Absolutu, od Boga. Wybierz sobie tą nazwę, która najbardziej z Tobą rezonuje. Każdy czuje i nazywa To inaczej. Sam uzdrowiciel nie korzysta z własnej energii lecz staje się kanałem – przekaźnikiem Energii Źródła.
– Czyli uzdrowiciel przekazuje właściwie boską energię? – zapytała zaskoczona Basia. – Czy to znaczy, że każdy tak może?
– Tak. Teoretycznie każdy… – dopowiedziała Lena wlewając do lipowego naparu odrobinę miodu. – Potrzebna jest jednak inicjacja dokonana przez Mistrza Reiki, podczas której zostają oczyszczone czakry, a ciała energetyczne i aury zharmonizowane i dostrojone do Uniwersalnego Źródła, z którego płynie Reiki.
– I to wszystko? I nic więcej nie trzeba wiedzieć ? – Basia była lekko rozczarowana tym co usłyszała.
– Właściwie wszystko. No może dopowiem Ci tylko, że w zależności od stopnia zaawansowania Reiki wprowadza symbole – zamyśliła się Lena.
– A jednak robi się magicznie… – skomentowała Basia. – Opowiedz o nich.
– O symbolach Reiki krążą przeróżne legendy – rozpoczęła dziewczyna. – Niektórzy nauczyciele mówią, że są one święte i zarazem tajne. Panuje ogólne przeświadczenie, że Mikao Usui otrzymał je na świętej górze Kurama w kuli światła i że symbole te posiadają ogromną moc.
– No proszę, to jednak coś ten uzdrowiciel musi umieć.
– No powinien – zaśmiała się Lena. – Ale wiesz, istnieje także przeświadczenie, że te symbole to są narzędzia, które najzwyczajniej w świecie pomagają skupić uwagę uzdrowiciela, wprowadzić go w odpowiedni stan umysłu. Pamiętać musimy, że energia Reiki podlega uniwersalnym prawom energii. Jedna z zasad głosi, że energia podąża za naszą uwagą. Dzięki kreśleniu symboli oraz wymawianiu ich nazw, korzystamy z tego uniwersalnego prawa.
– A Ty używasz symboli? – zagadnęła Basia.
– Oczywiście. Mam swoje ulubione, bo czasami tak się zdarza, że Symbol chodzi za Tobą, a wraz z nim jego energia. Dla mnie najważniejsza jest intencja. Czysta intencja. To ona uruchamia Energię Reiki i czyni małe i całkiem duże cuda. Dlatego bardzo ważne jest, żeby uzdrowiciel utrzymywał jak najwyższe wibracje, był w harmonii z samym sobą, miał otwarte dobre serce i emanował miłością.
– No, kochana, teraz rozumiem – przerwała wykład Barbara. – Rozumiem dlaczego powiedziałaś, że Reiki może posługiwać się prawie każdy. Niełatwo trwać w takim stanie ducha i ciała, by wciąż być na najwyższych wibracjach. A właściwie jak to się zaczęło u ciebie?
Lena zmarszczyła czoło jakby usiłowała sobie przypomnieć swoje początki .
– Basiu, zaparz nam swojej wspaniałej kawy, bo opowieść nie będzie krótka, ale obiecuje, że interesująca.
Za chwile na ogrodowym stoliku pojawiły się dwa kubki a powietrze wypełniło się aromatem świeżo parzonej kawy. Lena rozpoczęła swoja opowieść.
– Ponad pięć lat temu w moim życiu zaistniały przykre zdarzenia. Zostawił mnie facet, mama trafiła do szpitala. Mocno to przeżyłam. Popadłam w coś co nazwałam „życie za pleksą”. Żyłam, wstawałam, oddychałam… Ot, funkcjonowałam… Ale nie widziałam kolorów, nie słyszałam szumu morza. Mówiąc krótko, nie radziłam sobie z moją ówczesną rzeczywistością.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. To był mój przyjaciel Paweł. Miał dla mnie dość egzotyczną propozycję. Zaprosił mnie na medytację. Początkowo mocno się zdziwiłam, ale Paweł namawiał. „Co masz do stracenia – mówił. – Obydwojgu przyda się wyciszenie, uspokojenie. Przecież widzę co się z Tobą dzieje.”
– I poszłaś – podpowiedziała niecierpliwie Basia.
– Tak, Basiu, zabrałam ze sobą Hanię, również przygiętą przez życie do ziemi. Pojechałam pod wskazany adres. Dom był duży, otoczony przyjaznym ogrodem. Drzwi otworzyła ładna blondynka – Martyna… Przedstawiła się, zaprosiła serdecznie do środka… I, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, przytuliła mnie i Hanię w geście powitania. A ja poczułam się jakbym ją znała od zawsze… Weszłyśmy do dużego pokoju, było już tam kilkanaście osób. Pomieszczenie jaśniało blaskiem świec a w powietrzu mieszał się zapach egzotycznych kadzidełek z aromatem owocowej herbaty. Część osób siedziała wygodnie na kanapach, a reszta znalazła sobie miejsce na dywanie wyścielonym kolorowymi kocami i poduszeczkami. A potem zaczęła się medytacja. Prowadzący ją chłopak spokojnym głosem wprowadził nas w stan rozluźnienia. I nagle obcy dom, nieznani mi ludzie, a ja poczułam się, że to najbardziej przyjazne miejsce dla mnie w Tu i Teraz. Kiedy wychodziłam już wiedziałam, że będę tu wracała i tęskniła za tymi wibracjami. Za to moja Hania miała skrajnie odczucia. Opowiadała, że w połowie medytacji miała ochotę chwycić torebkę i zwyczajnie uciec. Tak bardzo nie pasowała jej energetyka tego miejsca, że nigdy tam już nie wróciła.
– A ty?
– Biegłam tam jak na skrzydłach, w każdą środę i nie mogłam doczekać się kolejnej. Początkowo w tych spotkaniach ze światłem towarzyszył mi, ze znanych mi osób, Paweł, zaś po miesiącu dołączyła moja przyjaciółka Beata. Zresztą poznałam już całą grupę. Medytowałam, pozbywałam się złych emocji, niepokoju, gniewu. Świat powoli zaczął wydawać mi się inny, jakby wszystko wracało na swoje miejsce.
– I to było to Reiki ? – nie mogła zrozumieć Basia.
– Basiu, powiem tylko, że moje życie zaczęło się zmieniać. Powoli zaczął wracać spokój, harmonia. Znowu zaczęłam widzieć kolory, znowu mi się chciało chcieć. Powoli. Do Reiki jeszcze troszkę. Pewnego razu na naszej środowej medytacji pojawił się nowy mężczyzna. Niby nic nadzwyczajnego bo nasza grupa była otwarta i czasami ktoś ze stałych bywalców przyprowadzał kogoś nowego. Ale ten facet był inny. Nad wyraz spokojny, lekko uśmiechnięty, jakby nieobecny, miał bardzo przenikliwe oczy. Kiedy na mnie patrzył mogłam odnieść wrażenie, że mnie skanował, jakby chciał zobaczyć moje wnętrze. Czułam od niego taką dobrą, ciepłą i dość nierzeczywistą energię.
– Kto to był? Kto to był? – dopytywała się Basia.
-To był Mistrz Nauczyciel Reiki – Lena wzięła łyk kawy. – Nigdy nie wiesz jakie spotkanie, choćby najbardziej dziwne, może przynieść Ci drogę do Twojego przeznaczenia. I wiesz co, gdyby nie moja trudna sytuacja życiowa wtedy, nie znalazłabym tej medytacji i tamtych ludzi. Może w inny sposób przepracowałabym swój kryzys lub zapadła w depresję. Dlatego z perspektywy czasu jestem wdzięczna, że ten dość trudny impuls do zmiany życia, wychodzenie z cienia zostało nagrodzone metodą. Metodą kontaktu ze Źródłem.
Marlena Pietruszka