To ja jestem miłością. Czasem czuję się nią tak wypełniona, że uśmiecham się do siebie z byle powodu. Mam jej dużo do rozdania. Ty też jesteś miłością. Codziennie i w każdej rzeczy, którą czynisz.
Piastując stanowisko redaktor naczelnej w kobiecym magazynie, zleciłam artykuł o miłości. Poprzedzał święto zakochanych. Była w nim mowa o słowie „kocham”. Chciałam, by moja dziennikarka dowiodła, że to słowo jest nadużywane, przebrzmiałe i straciło na wartości.
– Ledwo znam panią od reklamy, rozmawiamy wyłącznie przez telefon, a ona mówi do mnie „kochana” – tłumaczyłam jej. – Kumpela na kawie zwraca się do mnie „stara, kochana” i klepie mnie po plecach, z kolei ledwo poznany mężczyzna wyznaje mi miłość i próbuje zaciągnąć do łóżka albo do ciemnego kina.
A przecież słowo „kocham” jest takie wzniosłe, intymne. Nie powinno się go nadużywać nawet w związku, nawet w stosunku do dzieci, bo się opatrzy, straci wagę. Dziś, gdy mój świat całkowicie się przewartościował, śmieję się z mojego dawnego dystansu do kochaniu i myślę sobie, co za bzdura! Bo teraz kocham wszystko!
Ale dlaczego on mnie kocha?
A tak to się zaczęło. Byłam w ciężkim stanie. Moje małżeństwo zaczęło się psuć, praca od dawna mnie nie satysfakcjonowała. Potrzebowałam zrobić coś dla siebie. Trafiłam na autorski masaż Loving hands i na rozmowę z Krzysztofem Lottigiem. (Dziś myślę, że to mój ziemski opiekun duchowy.) Gdy mówił mi o miłości, o bliskości, o kochaniu, nie rozumiałam. Miałam go za spadkobiercę dzieci kwiatów i pytałam „Co na to twoja dziewczyna, jeśli ty kochasz też inne?” Z poziomu rozumu zastanawiałam się, czy on na mnie leci? Czy wysyłając mi serduszka na facebooku i życząc miłego dnia podrywa mnie? Czego on właściwie chce?
Masaż, który wykonał mi z pełną czystością uczuć, dosłownie zalał mnie miłością. Czułam się wzruszona, spokojna, radosna, przepełniona szczęściem, jakbym była na haju. Odczuwali to także inni. Emanowałam tym. Gdy wyszłam z jego gabinetu – miejsca mocy – nie było po drodze do autobusu ani jednego mężczyzny, który by się za mną nie obejrzał. Szłam pewnie, uśmiechając się do siebie i czułam się, jakbym się zakochała. Byłam tak zakręcona, że na stacji pomyliłam pociągi i wysiadłam przy lesie. W oczekiwaniu na powrotny, postanowiłam iść na krótki spacer. Nie był to oczywiście przypadek. Natura mnie wołała. Wołała mnie Matka. Pospaceruj, pobądź z nami i ze sobą. Bądź z tą miłością.
Zwyczajnie kochać
Dziś miłość czuję i widzę wszędzie. Znam jej rozmaite odcienie. Inna jest dla mojego syna, inna dla przyjaciółki, inna dla uczestniczki moich warsztatów, inna dla przechodnia i inna dla mężczyzny. Ale jest zawsze. Jest piękna i jest w każdym z nas. Jest najważniejsza, wszechogarniająca – to właściwie istota naszego życia.
Kocham wszystko – wiatr co mi się wplątuje we włosy. Słońce, które obsypuje mnie swoim blaskiem. Biedronkę, która zaszczyciła mnie siadając na dłoni. Przyjaciela z Londynu, który jest po prostu przyjacielem. Trawę pod moimi stopami, zapach lasu, gorącą herbatę z goździkami, malinami i kardamonem, obiad mojej mamy, muzykę, której słucham codziennie. Wszystkie uśmiechy i chwile z moją rodziną i z przyjaciółmi.
To ja jestem miłością. Czasem czuję się nią tak wypełniona, że uśmiecham się do siebie z byle powodu. Mam jej dużo do rozdania. Ty też jesteś miłością. Codziennie i w każdej rzeczy, którą czynisz. Gdy zakrywasz pokrywką gorącą zupę, gdy wykonujesz swoją codzienną pracę zawodową, gdy brniesz w śniegowcach po zaspach i gdy prażysz się z książką i lemoniadą na złocistej plaży. Wszędzie i zawsze jesteś miłością. W każdym uśmiechu i w złości, w każdym smutku, radości, z każdym przemyśleniem, refleksją i rozmową ze znajomym. Jesteś piękną miłością, swoim portretem, blaskiem, światłem.
Strach przed miłością
Obcując jednak z ludźmi, którzy tego nie rozumieją – jak ja kiedyś – trzeba liczyć się z ich reakcjami na miłość.
– Kocham cię jak wiatr, jak słońce, jak trawę – mówię do mężczyzny.
– To znaczy jak? – pyta On. – Dopiero się poznaliśmy.
– Wiem – odpowiadam i dodaję – nie myl tego z zakochaniem ani z kochaniem, jakie pojawia się w dojrzałym związku. Moja miłość ma wiele odcieni. Ja kocham cię jak wiatr.
Nie zrozumiał. Przeraził się. I jak wiatr śmignął i już go nie było w moim świecie. Już się nie odezwał. Nie rozumiałam swojego przestępstwa. Kochanie nie jest zbrodnią, nikomu nie czyni krzywdy, niczego nie oczekuje, nie ma planów, korzyści, nic „nie ugrywa” dla siebie, jest tu i teraz i znaczy to, co znaczy. Nic więcej. Kocham cię!
Jesteś miłością
Dziś umiem patrzeć na świat z miłością, uśmiechać się z tym szczególnym blaskiem w oku, ze spokojem przyjmować zdarzenia, nie zawsze przecież przyjemne. Potrafię wyciągać wnioski, celebrować każdą chwilę, nie czekać na nic szczególnego, starać się nie mieć oczekiwań względem innych, dziękować, wybaczać i przepraszać, nie czuć się winna ani odpowiedzialna za innych. A to wszystko, bo potrafię zwyczajnie kochać siebie dokładnie taką, jaką jestem, ze wszystkim co dobre i z tym, co ma mnie czegoś nauczyć.
Kochana/Kochany, który czytasz ten felieton, życzę Ci odnalezienia miłości w sobie. A gdy ją odnajdziesz, odtąd wszystko już stanie się miłością. <3
Może cię również zainteresować artykuł: Dwa oblicza miłości – jaką relację chcesz stworzyć?
mt