Opowiem Wam dziś o prawdzie, którą każdy w sobie ma. Czasem długo się do niej dochodzi i trzeba zmierzyć się z nią przez swój cień. Ale zawsze warto.
Poznałam pewną kobietę, która zawsze uważała, że jej Zwierzęciem Mocy jest lwica. Bo jest pewna siebie i panująca nad swoim terytorium. Bo jak ryknie to wszyscy kulą ogony pod siebie. Bo najlepiej potrafi polować, lepiej nawet od swojego leniwego partnera. Idealnie pasowała do życia kobiety: jej wysokiego stanowiska w korporacji, codziennej rywalizacji o wszystko, pędu i żądzy sukcesu. Taka była jej lwica.
Gdy przechodziłyśmy wspólnie przez szamańską ceremonię Zwierząt Mocy lwica do niej nie przyszła. Pojawiła się za to mysz. Kiedy wczułyśmy się w sytuację i emocję tej myszy, okazało się, że jest ona mocno zastraszona i totalnie nie wierzy we własne możliwości. Zmęczona udawaniem miała ochotę jedynie uciec do swojej nory. A lwica, a raczej wypracowany przez lata jej hologram, uleciał w górę uwalniając kobietę od pozorów. Została ze swoją roztrzęsioną myszką sam na sam.
– To prawda o Tobie – powiedziałam. – Jesteś myszą, ale na razie patrzysz na nią z cienia. Popracuj z nią i z sobą robiąc dokładnie to, czego ta mysz w Tobie potrzebuje. I pożegnaj się z lwicą. Była Ci przez te lata potrzebna, ale teraz już nie musisz grać i udawać. Bądź prawdziwa.
Kobieta zasmarkana i całkowicie zdruzgotana „diagnozą” wzięła tygodniowy urlop w pracy, wyjechała do małej chatki na Mazury. Sama ze sobą. Zaszyła się jak myszka w norze na kilka dni. Wyła w poduszkę zmywając perfekcyjny makijaż. Obgryzała wymuskane paznokcie, chodziła boso po polach szukając siebie.
Doszła do wniosku, że faktycznie lwicę zaszczepili jej rodzice, którzy chcąc dobrze, mobilizowali ją do pracy, udowadniania, że jest najlepsza. Miała najlepsze stopnie, zawsze była przewodniczącą w klasie, szkole, na studiach. Wybrała takie studia i pracę, by pokazać na co ją stać, a nie co lubi i kocha.
– Już nie chcę tak – wyszeptała kobieta. Lwica odeszła z wdzięcznością życząc dziewczynie szczęścia na nowej drodze ku prawdzie.
Dziewczyna wzięła kartkę, zaczęła pisać. Wybaczam Ci… Długopis nie zatrzymywał się przez całą noc pchany emocjami i chęcią uwolnienia. Rankiem kobieta umyła twarz, związała włosy w luźny kok i spojrzała sobie w oczy. Przed lustrem przeczytała list do siebie. Wybaczam Ci…
Po wszystkim zasnęła snem prawdziwym, snem ukojenia, snem satysfakcji po dobrze wykonanej pracy. Zawsze była kujonem.
Z dnia na dzień łzy na policzkach schły, a w miejsce bólu i strachu pojawiała się w sercu kobiety ulga. Wypłakała i oczyściła się z pozorów, którymi żyła. Dała sobie przyzwolenia na bycie sobą, choć jeszcze nie wiedziała kim jest i co z tego wyniknie. Potrzebowała poznać się na nowo i podjęła taką decyzję. Nocna kąpiel w jeziorze, zupełnie nago z Księżycem za świadka, była rytuałem oczyszczenia i podziękowaniem za doświadczenia.
Następnego ranka obudziła się jako mysz. Ale już nie przestraszona swojego cienia i okoliczności, które ją spotkają. Obudziła się jako mysz w blasku: pracowita i gospodarna, niezależna choć taka drobna i krucha.
Wysprzątała cały mazurski domek, upiekła pierwsze swoje ciasto w życiu. Usiadła na werandzie z kubkiem herbaty z miodem. Wpatrywała się w horyzont z ulgą i nadzieją. Z prawdą w sobie. Z podekscytowaniem czekając na spotkanie z nieznajomą. Sobą samą.
Dora Rosłońska
fot. www.tapeciarnia.pl