Ruch towarzyszy nam od zawsze. Wszystko, co istnieje, pozostaje w bezustannym ruchu. Nawet jeśli wydaje Ci się, że siedzisz nieruchomo, Twoje ciało nadal ma w sobie ruch. Nieustannie pozostajesz pod wpływem sił, które są niezaprzeczalne – działa na Ciebie grawitacja, oddziałuje na Ciebie otoczenie – kanapa, na której leżysz, podłoga, na której stoisz – twoje ciało układa się w taki, a nie inny sposób, abyś mógł np. zachować równowagę i nie przewrócić się. Wewnątrz ciała też wszystko się porusza i żyje – krew, tkanki, narządy. Wszystko żyje i pulsuje na poziomie komórkowym. Czym jest energia, która wprawia naszą krew w ruch i pulsuje w każdej komórce naszego ciała? Czy jesteśmy w stanie świadomie sterować jej przepływem, by uzdrawiać nasze ciała? I czy dziś, zasiedzeni za biurkami w pracy, wyćwiczeni sztywnymi sekwencjami ruchów na siłowni, mamy do niej dostęp?
„We wzroście kryształów, w życiu roślin, w tkance bezgranicznego istnienia, którą nazywamy kosmosem, nie znajdujemy innej siły sprawczej, poza tą, która stworzyła taniec” – to słowa Rudolfa Labana, wybitnego choreografa, twórcy języka analizy ruchu, z którego czerpie dziś psychoterapia tańcem i ruchem. I rzeczywiście, jeśli zejdziemy do poziomu atomowego, nie ma żadnej innej, zewnętrznej siły, która sprawia że nasz świat istnieje, pulsuje życiem i tworzy się z sekundy na sekundę. Jedni nazywają tę energię praną, inni czystym boskim światłem, jeszcze inni widzą ją jako elektryczne impulsy. Ale zawsze chodzi o jedno – o tę twórczą praprzyczynę życia na Ziemi. To dzięki niej zachodzą w naszych ciałach wszelkie procesy – bije nasze serce, płuca oddychają, krew krąży, komórki budują się z substancji, których im dostarczamy. Ta sama siła wprawia nasze ciała w ruch – kiedy idziemy, biegniemy, kiedy kołyszemy się łagodnie lub kiedy ćwiczymy. Kiedy idziemy na jogę czy crossfit lub kiedy tańczymy.
Kulturowo niestety nie jesteśmy dziś zbyt przychylnie nastawieni do tańca. Jak często zdarza nam się tańczyć w nieskrępowany sposób? Tańczymy jako małe dzieci, bo wtedy nie odczuwamy wstydu. Tańczymy podczas imprez, gdzie często w użyciu jest alkohol i inne środki zmieniające świadomość. Tańczymy na weselu – tam każdy umie, potrafi i wręcz nie wypada nie pobujać się na parkiecie. A cała reszta życia? Dlaczego taniec nie stał się tak popularny jak chodzenie na siłownię lub bieganie? Właśnie ze względu na uczucie wstydu. Obawiamy się oceny, wydaje nam się, że żeby tańczyć, trzeba chodzić na jakieś specjalne kursy, daliśmy sobie wmówić, że taniec to obciach. Że w przestrzeni publicznej tańczą wariaci i małe dzieci. Tym samym pozbawiliśmy się jednego z najwspanialszych wspólnoto twórczych i uzdrawiających narzędzi, jakie mieliśmy do dyspozycji jako ludzkość od zawsze.
Taniec towarzyszył rytuałom i celebracji ważnych wydarzeń już od czasów paleolitycznych. To w tańcu szaman kontaktował się z duchami przodków, to w tańcu kapłanki starożytnej bogini Kybele oddawały jej cześć. Taniec miał sprowadzać deszcz, generować energię, a nawet uzdrawiać czy służyć osiągnięciu oświecenia, jak taniec suficki. W naszej zachodniej kulturze, w dużej mierze poprzez działalność kościoła katolickiego, pierwotny taniec został zastąpiony tzw. tańcem dworskim. Taniec stał się w tej formie być może wysublimowaną formą ruchu, ale tak naprawdę został okaleczony i pozbawiony swojej pierwotnej, spontanicznej mocy. Pozbawiono go ruchów naturalnych, płynących prosto z ciała, z trzewi i wnętrza, oddzielono ruch od jego przyczyny, nauczono tancerzy by tańczyli głową, a nie ciałem. W ten sposób zostaliśmy odcięci od jednej z najwspanialszych uzdrawiających sił, jakie istnieją. Od siły, którą zawsze jako ludzie mieliśmy w sobie i z którą kontaktowaliśmy się w sposób naturalny. Na szczęście dziś pojawia się coraz więcej osób, które pomagają nam powrócić do tej ogromnej mądrości, jaką mają nasze ciała. Taniec intuicyjny, praktyka pięciu rytmów, biodanza, taniec spontaniczny – warsztaty, na których ludzie próbują wrócić do kontaktu ze swoim ciałem i skorzystać z jego mądrości pojawiają się coraz częściej, choć w moim przekonaniu nadal nie są doceniane. Ludzki umysł woli ruch oparty na systemach – najtrudniej jest czasem wyjść poza formę i dowiedzieć się, o czym dziś jest moje ciało? Czego potrzebuje, co chce mi powiedzieć? Bo to oznacza zawsze puszczenie kontroli i oddanie zarządzania całym aktualnym procesem ciału i jego pierwotnej sile, wejścia w nieznane. Czy warto? Bardzo warto. Jak pisze Anna Halprin, wspaniała tancerka i uzdrowicielka, której życiową misją było uzdrawianie poprzez taniec: „Nasze ciało rozwijało się przez miliony lat, gromadząc w tym czasie mądrość. Spróbujmy uświadomić sobie ten potencjał. Stanowi on nasze dziedzictwo. Wszystko, czym jesteśmy i czym moglibyśmy być, jest zapisane w naszym ciele. Rozum, serce, dusza i umysł tworzą nasze ciało. Nie są od niego oddzielone. Uzdrawiające zdolności naszego zintegrowanego ciała są nieograniczone, jednak aby móc wykorzystać tę wielką mądrość, musimy ponownie odnaleźć do niego drogę. Ucieczka w żadnym razie nam nie pomoże. /Anna Halprin, Taniec jako sztuka uzdrawiania/. Dlatego tańczmy, skorzystajmy z tej mądrości, którą nasze ciała zbierały od tak dawna. Mamy ten taniec w sobie, to naprawdę tak naturalne jak chodzenie czy oddychanie. Wystarczy tylko puścić ciało w ruch i zapomnieć o wstydzie.
Justyna Gałka