Kiedy człowiek pielęgnuje w sobie swój talent i się nim dzieli z innymi, wtedy czuje się najlepiej. – rozmowa z Markiem Kukułką, uzdrowicielem, współczesnym szamanem, terapeuta w systemie Terapii Czasu.
Jesteś szamanem, terapeutą – uzdrowicielem. W jaki sposób uzdrawiasz?
Kwestia nazewnictwa ma tu znaczenie. Obecnie obserwujemy falę powrotu do natury. I zauważyłem, że w 90% ludzie są w tym koniunkturalni. To są ci, co chcą się nauczyć działać z energiami, leczyć, uzdrawiać, pomagać, nauczać. A ja jestem w innej grupie – ja się taki urodziłem. W moim przypadku nie było „chcenia”. Jak byłem małym dzieckiem wiedziałem, że będę lekarzem. Było dla mnie proste uwalniać kogoś od bólu czy choroby. Pomagać przy różnych innych problemach życiowych. Rosłem z tym przez 9 lat. Ale wtedy, w wieku 9 lat właśnie, otoczenie mocno mnie wyśmiewało. Przeżyłem to mocno i postanowiłem nie uzdrawiać. Pamiętam jak siedziałem pod stołem w domu z płaczem. Złożyłem wtedy przysięgę, że przestanę to robić. To było mocne postanowienie, które spowodowało, że rok później mój system się załamał. Zachorowałem, leki zniszczyły mi przewód pokarmowy, przeżyłem śmierć kliniczną. Poszedłem przytomnie wbrew potencjałowi, z którym się urodziłem. Do 38go roku życia parałem się wieloma zawodami. Zaliczyłem ich chyba 42, każdy po parę miesięcy.
W wieku 38 lat znowu zachorowałem, był wyrok. Postanowiłem, że nie będę przyjmować żadnej chemii. Poznałem wtedy mojego mistrza Manuela Schocha. Stał się moim uzdrowicielem i nauczycielem. W początkowych latach nauki u Manuela zauważyłem, że na kursie uzdrawiania w aurze większość uczestników chce być terapeutami. Wtedy pierwszy raz olśniło mnie, że ci ludzie są tu wszyscy chorzy i nie mają pojęcia co tu się dzieje. Manuel uprzytomnił mi wówczas, że każdy powinien iść drogą swojego potencjału. Kiedy człowiek pielęgnuje w sobie swój talent i się nim dzieli, wtedy czuje się najlepiej mimo fizycznego stanu. Zacząłem wtedy terapię, uzdrawiałem w aurze. Stałem się drugim terapeutą w Atenach w historii nowożytnej Grecji.
Po kilku latach mój mistrz wynalazł metodę która pozwala terapeutom mieć lepszy efekt w tym co robią. Skraca też znacznie czas terapii. Nazywa się to Terapia Czasu. Gdy zaczęliśmy działać na bazie Terapii Czasu poczułem się jak na wakacjach. Bo efekt spotkania z osobą potrzebującą pomocy był wtedy sto razy szybszy i lepszy. Do tej pory to robię. W końcu znalazłem czas na zajęcie się innymi rzeczami. Od 7 lat stosuję u pacjentów także kambo (medycyna ze śluzu żabki phylomeduza bicolor) i zioła z Amazonii.
Na czym polega uzdrawianie w aurze?
Daje ono możliwość zharmonizowania pewnych elementów w systemie energetycznym człowieka, które są dalekie od normy. Nie jestem zwolennikiem tej terapii, bo jest ona manipulacyjna. A Terapia Czasu jest esencją wszelkich terapii, wszelkiego szamanizmu znanego w każdej wiosce od wieków.
Czyli Terapia Czasu jest współczesnym szamanizmem?
Powiedziałbym, że jest to esencja wszelkich dotychczasowych osiągnięć w dziedzinie pomocy człowiekowi, która działa w bardzo nowoczesny sposób. Została opracowana na uniwersytecie w Zurichu i mimo to terapeuta tej drogi nie używa żadnych słów magicznych ani nieznanych pacjentowi. Terapia ta odbywa się w przestrzeni ducha, bez nazywania wszystkiego mistycznymi określeniami. To nie ma nic wspólnego z energią, z aurą. Jest to czyste uzdrawianie duchowe. Manuel był naukowcem i oświeconym jasnowidzem, wiec jako naukowiec miał szansę wymyślić jak zastosować wszystkie elementy szamanizmu bez używania duchowej nomenklatury i wprowadzania tym w błąd. Przykładowo – czakry. Wszyscy się tym zachwycają, każdy o tym mówi. Masa szarlatanów zajmuje się „wkładaniem” energii do czakr. To bezsens. Choć im się wydaje, że robią dobrze i może coś dobrego z tego kiedyś wyniknie. Są takie centra energetyczne w ciele, ale ktoś ma ich więcej, ktoś mniej. Kiedy nazywamy je czakrami mimowolnie programuje nam się ich kolor, symbol z przeczytanych przez nas książek, artykułów. A najlepszy efekt daje autentyczne doświadczenie, bez sugestii.
Co zatem Terapia Czasu daje ciału, duchowi, umysłowi, człowiekowi?
Gdy przychodzi na terapię osoba, która ma ból głowy, raka lub zastrzał w palcu, jego choroby nie mają tu żadnego znaczenia. Terapeuta Czasu rozświetla taką osobę. W trakcie ceremonii z ziołami amazońskimi, np. z ayahuaską w ciele energetycznym rozświetla się głownie mózg, a w przypadku Terapii Czasu mamy możliwość rozświetlenia całej osoby. Co ważne nie manipulujemy pacjentem. Od tego Światła zależy co się z tą osobą stanie. To terapia przyszłości. Niewiele osób na świecie ją stosuje. Odnoszę wrażenie, że mistycznej części tej terapii – rozświetlenia człowieka nie można się nauczyć. Potrafią to jedynie osoby, które urodziły się z takim darem. Tak jak ja. Nie jest to obiecująca promocja dla terapii czasu, bo robię przecież z tego warsztaty. Większość osób, którzy przychodzą na takie kursy to łowcy technik i oni się po prostu zniechęcają. Ale może to i dobrze.
To dlaczego robisz te warsztaty?
Prowadzę kursy, które w oparciu o Terapię Czasu zgłębiają jakiś temat. Na przykład emocje, strach. Terapia Czasu zawiera kilka elementów. Na przykład uświadamianie osobie jak funkcjonujemy. Interesujące jest to, że większość z nas nie wie jak funkcjonuje. Świadomość tej prawdy pomaga w procesie zdrowienia.
Czyli chodzi o świadomość?
Nie do końca. Terapeuta mistycznie rozświetla chorego o czym pacjent często nie ma pojęcia. Ja mogę to zrobić w kilka minut, ale pacjent ma swoje życie, swoją przeszłość i procesy, przez które przechodzi. Taki terapeuta pokazuje mu na poziomie zewnętrznym jak pacjent funkcjonuje. Wtedy następuje kumulacja energii w jego systemie. Wcześniej wciąż ją marnował na poszukiwanie odpowiedzi na swoje pytania. Dzięki kumulacji energii może ją w końcu spożytkować na wyjście ze swojej sytuacji, choroby, dziwactwa czy schematu, w którym tkwił.
Jak Terapeuta Czasu rozświetla swojego pacjenta?
To moja tajemnica. Nawet jakbym to tobie powiedział, to mogłoby ci to jedynie zaszkodzić. Możliwość taka z technicznego punktu widzenia została udowodniona na maszynach na uniwersytecie w Zurichu.
Podróżujesz po świecie spotykając szamanów i różnych uzdrowicieli. Która z metod uzdrawiania była dla Ciebie zaskoczeniem, która była najcenniejsza, a której nigdy nie uznasz za metodę uzdrawiania?
Spotykając w podróży szamanów zauważyłem, że oni mają urywki tego, co ja mam w sobie. Jak widzę szamanów w dżungli amazońskiej, mam potwierdzenie, że nie straciłem czasu na naukę w Szwajcarii. Wielu z tych szamanów ma małe możliwości pomocy komukolwiek, bo bazują na przekazach, które się zdewaluowały. Nie spotkałem takiego terapeuty, który by mi zaimponował na tyle, żebym mógł powiedzieć, że chciałbym uzdrawiać tak jak on. Może to dziwnie brzmi, ale czuję, że to, co robię, jest najlepsze w moim wydaniu. Każdy ma szansę uzdrawiać na swój sposób. Ja jestem bardzo zadowolony z tego, co umiem zrobić. Jak się kogoś dotyka i na drugi dzień mówi, że zniknął mu guz, to się cieszę jego szczęściem. Ale nie nazywam tego, że usuwam guzy. Trzeba mieć specyficzne przygotowanie do tego, żeby to móc w sobie przetrawić. To nie jest takie proste. Tak samo nie można mówić, że przykładowo – canabidol leczy raka. Niektórym ludziom pomoże w uzdrowieniu ciężkich stanów, często również raka, ale to jest bardziej skomplikowane.
Duchowość jest obecnie bardzo modna i wielu robi na niej biznes. Jak rozpoznać oszusta od prawdziwego uzdrowiciela? Jak uchronić się przed pomyłką w wyborze szamana/uzdrowiciela?
Nie ma takiej możliwości ani potrzeby. Nie ma jednej prawdy uniwersalnej dla każdego. Każdy ma swoją prawdę. Kiedyś w Grecji pojawił się Rosjanin alkoholik po różnych instytutach. Zaczął uzdrawiać ludzi, miał bardzo dobre wyniki. Mimo, że wciąż był pod wpływem alkoholu. Oszust, który nigdy w życiu nie zajmował się uzdrawianiem i postanowi leczyć, możne mieć o wiele lepsze efekty od osoby po wielu kursach i warsztatach. To są bardzo skomplikowane sprawy.
Ludzie mają dość antybiotyków i medycyny pełnej chemii więc wracają do łask szeptunki, wiedźmy, szamani. Wszystko i każdy, kto pojawia się przed nami, jest po coś. I kiedy ktoś poczuje, że dana osoba jest właśnie po coś, to uzdrowi się przez moc własnego systemu i własnej konstytucji. Nie ma na świecie osoby, która może uzdrowić drugą osobę. Nie ma takiej możliwości. Ponieważ proces uzdrawiania odbywa się w osobie uzdrawianej. I to nie uzdrowiciel ją uzdrawia, tylko coś więcej. Dlatego jest dużo ludzi, którzy coś proponują. W Stanach Zjednoczonych na przykład jest człowiek, który bierze 100 dolarów za jeden wydech. I ludzie ulegają dzięki niemu uzdrowieniu. Ktoś pomyśli, że to ściema, ale to jego metoda. Ma takie podłączenie do tych ludzi, że ich rozświetla. Nie ma na to rad. Nie można komuś powiedzieć: idź do tego uzdrowiciela, on ci pomoże. To najgorsze, co można powiedzieć. Nigdy nikogo nie namawiałem, by przychodził do mnie. Zdałem sobie sprawę, że robienie tego (uzdrawianie) nie polega na robieniu. To się po prostu dzieje. I nie można chcieć tego robić, bo „chcenie” obniża wibracje.
Od 60tych lat ruch ezoteryczny jest przesycony ideami kontrolowanymi przez agencje systemowe. W wielu filmach i książkach prawda o duchowości jest zakrzywiona. Ludzie są cały czas zamuleni błędnymi informacjami. I myślą, że jeśli idą na jakiś kurs i płacą pieniądze to się czegoś nauczą. To nie tak. Można chcieć coś mieć na płaszczyźnie fizycznej, ale nie w duchowości.
Chęć pomocy obniża działanie. To jest bolączka wszystkich grup ezoterycznych, że tam wszyscy coś chcą. W terapii nie wolno nic chcieć. To jest absolutnie niedopuszczalne. To zaniża wibracje i zmniejsza możliwość tego, co może się stać. Ma się stać, co ma się stać, a nie co my chcemy. To wyższa instancja. To trzeba zostawić.
Czyli każdy człowiek może być narzędziem do uzdrowienia drugiej osoby?
Każdy jest.
A co w takim razie uzdrawia przez Ciebie, jeśli jesteś tylko narzędziem?
Przeze mnie nic nie uzdrawia. Ja pomagam tylko tym ludziom uzyskać Światło. I to Światło robi całą pracę. Nic przeze mnie nie przepływa.
Skąd to Światło?
Nie ma znaczenia. Wchodzimy w abstrakcję. Możemy to nazwać bogiem. Ale to wtedy rodzi jeszcze większy problem, bo umysł nie może działać na abstrakcji. Kiedy mówimy „Światło”, możemy to sobie jakoś wyobrazić. Jesteśmy na zbyt niskim poziomie rozwoju, by moc odpowiedzieć na takie pytania. Moim zdaniem człowiek jest absolutnym programem i ma szansę się dowiedzieć, że jest właściwie tylko obserwatorem tego, co się dzieje. Wtedy pytanie co jest tym Światłem, nie ma sensu.
Czy uzdrawianie na odległość jest możliwe?
Oczywiście. Brałem udział w trzy letnim programie EUHEAL, sponsorowanym przez rząd Unii Europejskiej, badającym wpływ uzdrawiania na dystans. Zostałem wybrany do uczestniczenia w tym programie jako jeden z 400 terapeutów w Europie. Było w nim 400 pacjentów i wielu lekarzy monitorujących cały eksperyment. Przez 3 lata dostawałem co 6 miesięcy zdjęcie osoby i jej imię, bez innych danych. Niestety wyniki tego eksperymentu nie zostały ujawnione skutkiem pojawienia się Codeksu Alimentarius. Celem programu było przygotowanie metody weryfikacji osób w zawodzie naturopaty przez kraje Unii Europejskiej.
Uzdrawianie na dystans odbywa się u każdej osoby, w każdej rodzinie. Ale nie mamy tej świadomości. Pierwszy raz świadomie zrobiłem taki kontakt, gdy mój teść chorował. On był we Wrocławiu, ja w Trójmieście. Miałem mu pomóc na dystans, ale poczułem, że coś jest nie tak, że nie mam z nim kontaktu. Okazało się, że cztery godziny wcześniej umarł o czym nie wiedziałem. Zainspirowało mnie to do dalszych poszukiwań w tym kierunku.
Tego typu uzdrawianie jest o wiele łatwiejsze dla terapeuty. Jest wtedy sam i nic mu nie przeszkadza. Nawet biopole pacjenta, jak to jest w przypadku terapii bezpośredniej. Przy obecności pacjenta terapeuta mimowolnie operuje swoimi emocjami, co może zaniżyć jego operatywność i efektywność.
Rozmawiała
Dora Rosłońska