Chciałbym podzielić się tym, czego doświadczyłem. Mam nadzieję, że każdy znajdzie tu coś co sprawi, że będzie mógł bardziej czuć siebie, świat i swoje serce, miłość i jedność ze wszystkim. Wiem, że czasem jedno zdanie, jedno słowo może zapalić taką iskrę w sercu, że świat wokół zacznie się zmieniać.
Nie wiem, czy będzie to poetycki tekst. Na pewno będzie pisany z głębi serca. Tak było w moim przypadku, gdy obejrzałem jeden filmik z Anją na youtube. Był to dzień, kiedy miałem zajmować się pewną inwestycją. Wstając rano, miałem się zająć praca, ale znalazłem filmik z Anja, potem kolejny i kolejny. Natrafiłem na informację, że będą warsztaty w Gabrielni. Chodziło o I Świątynię Dźwięku. Czułem, że muszę się tam znaleźć, choćby nie wiem co. Był to piękny czas i po tych warsztatach moje odczuwanie świata i ludzi oraz poznawanie siebie nabrało dużego rozmachu.
Gdy wybierałem się na kolejne warsztaty II Świątyni Dźwięku, miałem swoje intencje, ale nie przypuszczałem nawet, czego boskiego i niesamowitego tam doświadczę. Moje życie było mieszanką tak skrajnych odczuć i doświadczeń. Poznałem piękno, ale bardzo dużo wycierpiałem, dużo widziałem, ale udało mi się to przeżyć. Stałem się bogaty w doświadczenia i dało mi to siłę.
Dwa tygodnie przed warsztatami zacząłem dziwnie odczuwać swoje ciało i umysł. Czułem się źle i cieszyłem się, że będę mógł brać udział w warsztatach. Nie zdawałem sobie sprawy, że już przed Gabrielnią przechodzę wewnętrzną transformację. Właśnie dlatego dzielę się swoim doświadczeniem, bo czasem wiele się dzieje, a my nie rozumiemy tego. Traktowałem te warsztaty jak coś, co przybliży mnie do bycia Arcydziełem Swojej Duszy, ale również jak wakacje, odpoczynek wśród ludzi podobnych do siebie, pragnących się rozwijać i doświadczać. Gabrielnia ma coś w sobie, bo jak tylko przyjechałem na miejsce, poczułem coś miłego w sercu. Myślę, że kto tam był, wie o czym piszę. Ludzie, atmosfera, piękna pogoda, muzyka, zajęcia sprawiały, że byłem w Tu i Teraz. Wyłączyłem specjalnie telefon, aby skupić się na doświadczaniu zwykłego bycia. Mój umysł czuł się niesamowicie, ale moje ciało i wnętrze całe się trzęsło. Czułem, że coś się zmienia, ale nie umiałem tego zrozumieć. Ból głowy, drżenie ciała, ale jednocześnie spokój umysłu sprawiało inne odczuwanie rzeczywistości na tamten moment. Wszystkie rytuały było piękne, a muzyka sprawiała, że odkrywałem się kawałek po kawałeczku.
Rytuał Ognia
Podczas Rytuału Ognia, gdzie paliliśmy wszystko, co nas ogranicza, a zastępowaliśmy oczyszczoną przestrzeń listą energii, które zapraszamy do życia, pomyślałem, by oczyścić się z pomocą żywiołów. Tak zacząłem pracować w wyobraźni z tym. Myślałem, że może za bardzo sobie to wkręcam wszystko, gdyż mój umysł nie umiał się do końca w tym odnaleźć. Następnego dnia mój umysł był coraz bardziej w Tu i Teraz. Dużo chodziłem boso i zaczynałem odczuwać jedność z ziemią. Chcę powiedzieć, że gdy tego wszystkiego doświadczałem, umysł ciągle podsuwał różne myśli, że to nieprawdziwe. Ale z godziny na godzinę stawałem się świadomy.
Podczas kolejnego rytuału podszedłem do niego z dużym skupieniem, z głębokim pragnieniem pozbycia się wszystkiego, co mi nie pasuje. Miałem tak potężny ból głowy i moje ciało dawało znać o sobie. Położyłem się więc na brzuchu, kładąc ręce intuicyjnie do ziemi. Gdy dotykałem ziemi, czułem się lepiej. Gdy zaczął się rytuał, poczułem, że wznoszę się bardzo wysoko. Towarzyszyła temu muzyka mis i gongów, która potęgowała jeszcze bardziej uczucie unoszenia się we wszechświecie. W pewnym momencie poczułem jakby coś odklejało się ode mnie. Nastąpił ścisk ciała oraz napływ przeróżnych emocji, płaczu, dreszczy. Im bardziej się to nasilało, tym bardziej stawałem się szczęśliwy, wolny, pełny w jednym momencie. Jak była kumulacja moich emocji, powiedziałem z głębi serce, że już nie chcę tego, co nie pasuje do mnie. Wykrzyczałem to w umyśle, ale wszystko jeszcze bardziej się nasilało. Poprosiłem wtedy wszystkie Anioły i Archanioły, Słońce, Księżyc, Maryję, Matkę Ziemię, moje Zwierzęta Mocy, aby mi pomogły, bo nie dawałem już rady. W tym samych momencie znalazłem się jakby poza sobą, jakbym był obserwatorem tego, co się dzieje i mógł na to spojrzeć z boku. Jakbym wyskoczył poza umysł i ciało, ale wtedy poczułem bycie, istnienie. Gdy muzyka ucichła a rytuał się skończył, cały się trząsłem, płakałem, nie wiedziałem co się dzieje. Nie wiedziałem, czy się podnieść, czy to dzieje się naprawdę. Czy, sobie to wkręcam. Pomyślałem, że wszyscy zobaczą, że się trzęsę, płaczę i że pomyślą jaki dziwny jestem. Nawet wstydziłem się podnieść głowę. Gdy jeszcze leżałem podeszła do mnie przyjaciółka. Pogłaskała mnie i powiedziała, że przechodzę przemianę. Uspokoiłem się. Przede mną, przed samym nosem leżał kamień, który Matka Ziemia zostawiła dla mnie. Bardzo pomogło mi to, że ręce dotykały ziemi i czułem, jak ona zabiera całą złą moc, która do mnie nie należy. Po rytuale byłem umysłem jeszcze bardziej w Tu i Teraz. Fizycznie moje ciało i wnętrze były wykończone procesem, który przed chwilą przeszedłem.
Jeśli chcesz wziąć udział w warsztatach Akademii Ducha w Gabrielni, więcej informacji na ten temat znajdziesz TUTAJ.
Zwierzęta Mocy
Miałem akurat po tym rytuale umówioną ceremonię Zwierząt Mocy. Mimo że fizycznie byłem padnięty i tyle się wydarzyło, wiedziałem i czułem w sercu, że muszę iść za ciosem i doświadczyć spotkania ze Zwierzętami Mocy. Moim Zwierzęciem Mocy na tamten moment był Kruk, którego często spotykałem fizycznie oraz w rytuałach webinarowych, w których brałem udział. Jednak w czasie rytuału najbardziej zjednoczyłem się ze smokiem, który pojawił się bardzo szybko i niespodziewanie. Czułem z nim jedność, rozumiałem go, czułem jego piękno, wrażliwość. Uświadamiał mnie o moich cechach, o sile sprawczej. Nawet czułem się do niego podobny. Pokazał mi, jak mogę z nim pracować oraz to, że jest postrzegany inaczej, a tak naprawdę jest bardzo wrażliwy. Ja widziałem w nim siebie, bo czasami się tak czułem – jak on. Smok nauczył mnie dużo, a gdy później czytałem jego znaczenie, wszystko pokrywało się w jedność. Całe moje życie pokazywało mi się w moich Zwierzętach Mocy. Spotkałem tam jeszcze inne zwierzęta, które pokazały mi wiele o mnie. Co mnie ogranicza, co blokuje, a co jest moją silną stroną. Po ceremonii Zwierząt Mocy czułem się jeszcze bardziej w Tu i Teraz. Wieczorem przed zaśnięciem pomyślałem, że jutro może oczyszczę się wiatrem.
Żywioł Powietrza
Następnego dnia przed samym rytuałem spodziewałem się wiatru i aż dreszcze mnie przeszły, gdy zerwał się kilka minut przed. Poczułem wtedy, że ten żywioł też oczyści mnie, ale tym razem było mi łatwiej to przejść, choć też towarzyszył mi płacz, dreszcze i emocje. Było mi łatwiej, bo miałem wsparcie Zwierzęcia Mocy, które swoim ogniem paliło każdą emocję i myśl, która mi przeszkadzała.
Po skończonym rytuale czułem się już lepiej. Moje ciało stawało się spokojniejsze. Z tęsknotą czekałem na masaż u Adama, bo czułem wewnętrznie, że będzie on dopełnieniem. Bo ciało to woda i czułem, że tym masażem woda pozbędzie się wszystkiego z ciała i nastąpi harmonia i jedność, szczególnie gdy widziałem osoby wychodzące po masażu od Adama. Wyglądały jak reklama szczęścia i radości. Tak tez się stało. Ten masaż był jednym z najcudowniejszych doznań fizycznych. Czułem, jak dłonie Adama ściągają ze mnie płaty emocji, jednocześnie przynosząc ten spokój i jedność, to co pozwalało mi na odczuwanie siebie jako boskie światło. Czułem się jak nowo narodzony. Czułem wtedy się cudownie zjednoczony w sobie, ale wewnętrzny głos mówił mi, że potrzebuję się teraz uziemić, pospacerować, przebiec się, rozchodzić ten wewnętrzny stan, pobyć sam ze sobą.
Poszedłem na bardzo długi spacer. Mimo że były jeszcze wykłady i zajęcia, mój wewnętrzny głos mi mówił, że mam iść na spacer. Jak zawsze posłuchałem go .Gdy wróciłem, wszyscy szykowali się do pożegnalnego rytuału. Zastanowiłem się, czy już nie jechać do domu, bo stan, który miałem był bardzo miły i błogi. Coś wewnętrznie kazało mi zostać na nim. Podszedłem do tego rytuału bardzo spokojnie, z podziękowaniem. Wtedy zaczęło się moje najbardziej duchowe przeżycie mistyczne.
Uwolnienie
Gdy zamknąłem oczy, poczułem, że lecę bardzo szybko i wysoko jak nigdy wcześniej. Pomyślałem, że przez to, że tyle doświadczyłem i pozbyłem się wielu blokujących mnie emocji, była to czystość bez myśli. Jakby mój umysł i Dusza były bardzo wysoko. Jednak chwilę potem poczułem jak ogromne warstwy emocji, które nagle się pojawiły, chciały się oderwać od mojej matrycy! We wcześniejszych rytach bardziej działała moja odczuwalność i rozumienie tego, co się dzieje niż wizyjność. Tym razem wizyjność także się pojawiła!
Widziałem, jak różne kształty atakują najpierw moje myśli, ale smok – moje Zwierzę Mocy – paliło wszystko, łapało w pysk i odrzucało ode mnie. Myślałem, że zaraz się to skończy, ale jeszcze bardziej się nasilało. Niesamowite było to, że dzięki wcześniejszym rytuałom moje Ja było poza tym. Było jakby obserwatorem. Używałem całej wiedzy, którą miałem i prosiłem Anioły Archanioły, Postacie Mistrzowskie, Słońce, Księżyc o pomoc. W wizji zobaczyłem Anioła, który walczył mieczem. Po chwili zauważyłem, że całe to wydarzenie zeszło jakby niżej, do splotu słonecznego i tam zaczęła się moja największa przemiana. Ja byłem wysoko, ale moje ciało tak wariowało, że czułem jak wyrywa je bardzo wysoko. Czułem, że unoszę się nad ziemią, jakby każda cząsteczka mojego ciała drżała. Było to bardzo nieprzyjemne. W pewnym momencie myślałem, że nie dam rady. Łzy zalewały moje ciało, ale smok palił myśli, zwątpienie. Nagle ktoś chwycił mnie za rękę. To mnie trochę uspokoiło, ale tez jakby zszedłem niżej. Wiedziałem, że muszę puścić tę rękę, bo pomimo lęku i tego, co się ze mną działo, chciałem się naprawdę pozbyć tych emocji. Intuicyjnie skupiłem się na sercu, na sobie. Zacząłem płakać, chyba jęczeć. Ciało znowu mną rzucało na wszystkie strony, ale powiedziałem sobie, że nie wyrażam zgody na strach i że pragnę z całego serca pozbyć się wszystkiego, co mi szkodzi. Nie wiem skąd, ale nagle dostałem wiedzę, że z tego poziomu nie dam rady, więc znowu poleciałem wysoko. Wystarczyło poczuć to w sercu i znów zaczęła się walka. Prosiłem wszystkich moich sojuszników o pomoc. Czułem jak nade mną stoi pełno osób, ale ból w splocie się narastał. Nagle pojawiła się postać Anioła z mieczem, który z uśmiechem oparł się o miecz i powiedział: „I co? Mam już to odciąć?”. Obserwowałem to ze zdziwieniem. Co jest grane? Powiedziałem „Taka jest moja wola, proszę, odetnij mnie od tego.” Anioł zrobił ogromny zamach i nagle ciało się uspokoiło. Splot słoneczny robił się spokojny, smok ogniem zagoił ranę i to wszystko jakby zaczęło schodzić w dół. Czułem, jakby woda energii wlewała się przez moje Trzecie Oko. Myślałem, że ktoś polewa mi czoło. Zacząłem wydawać dziwne głosy szamańskie i moje ciało falowało na boki zygzakiem jak wąż. Czułem, że to wszystko, co złe, przez stopy ziemia zabiera i uziemia.
Kilka minut przed końcem rytuału wszystko puściło. Poczułem w sercu coś, czego nie będę chyba umiał opisać. Jakby orgazm, ale w innej formie. Czułem takie szczęście, ale tez niesamowitą dumę, że dałem rade. Że zmierzyłem się z tym. Pisząc to teraz, łzy ciekną mi po policzku, jakbym bym tam w tej chwili.
Gdy otworzyłem oczy po rytuale, zobaczyłem Księżyc, z którym zawsze czułem jedność. Przychodziło do mnie zrozumienie tego, że jestem, że oddycham. Że cała wiedza, którą otrzymałem od Akademii Ducha działa. Rzeczy, które robiłem z intencją – medytacje, wszystko – układało się w formie puzzli.
Przebudzenie szamańskiej Duszy
Kiedy Anja powiedziała, że Magia Żywiołów się dokonała, rzuciło mnie na ziemię. Padłem i zacząłem płakać. Czułem wzruszenie i taką jedność ze wszystkim, z przyrodą. To jakby czuć zrozumienie wszystkiego, jakby być jednością z każdą cząsteczką, jakby dotknąć boskiego Źródła. Ciężko mi nazwać to uczucie. Przyszło do mnie zrozumienie matrixa, w którym żyjemy i nagle zacząłem się śmiać, czuć radość.
Zapytałem Anji, co się właśnie stało i pamiętam jej spojrzenie i słowa. Poczułem, że muszę iść na spacer w stronę Księżyca. W połowie drogi zacząłem wydawać samoistnie dziwne głosy i śpiewać nieznaną mi wcześniej melodię Śpiewałem ją do Księżyca i Księżyc mówił mi: „Całe życie starałem się Ci to pokazać”. Coraz głośniej przez gardło ryczała swoje szamańska pieśń i czułem jakby był to głos osoby we mnie. Intuicyjnie zacząłem tańczyć i śpiewać w cztery strony świata co kilka chwil wyjąc do Księżyca. Byłem w transie, słyszałem, jak drzewa nuciły mi muzykę. Było to dla mnie zrozumiale, czułem się sam drzewem, powietrzem, Księżycem. Czułem jedność, zrozumienie, rozkosz, błogość. Gdy dotykałem roślin – rozumiałem je.
Ciężko mi jest to nazwać, ale mam nadziej, że choć trochę udało mi się przekazać to, co doświadczyłem.
Dla mnie ważna była intencja z serca. Do każdego rytuału podchodziłem ze skupieniem, z uczuciem miłości, wiary, z szacunkiem z jakim powierzam się boskiemu Światłu, z prośbą z głębi serca.
Dużo zyskałem dzięki wiedzy od Akademii i dzięki uczestniczeniu w webinarach i na warsztatach. Tam dostałem wiedzę, którą mogłem wykorzystać. Zrozumiałem to wtedy, gdy czułem jedność i widziałem, jak te puzzle się układają. Mam nadzieję, że w tej historii znajdziecie coś dla siebie. Ja jadąc do Gabrielni nie przypuszczałem, że doświadczę czegoś tak wspaniałego. Były to najwspanialsze dni mojego życia.
Dziękuję wszystkim, którzy byli w Gabrielni, bo dzięki Wam mogłem tego doświadczyć. Dziękuję Anja za Akademie Ducha i za to, że dzielisz się z nami swoim Światłem. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Kocham życie.
Karol Zapolski Downar