Na „Zakazaną historię bogów i ludzi” trafiłam przez przypadek, o ile tak samo postrzegamy przypadki. Uważam więc, że na tę wybitną książkę trafić miałam.
Autorem jest Jan Niżnikiewicz, neurolog z wykształcenia i zawodu, świetny obserwator i wybitny znawca ludzkiego mózgu. Kto by powiedział, że człowiek zanurzony tak mocno w systemie (w końcu lekarz), stworzy dzieło tak wybitne, kontrowersyjne, łamiące wszelkie stereotypy. Mało tego, stawiające świat na głowie. Poddające w wątpliwość to, co wiedzieliśmy do tej pory.
A jednak, to właśnie Niżnikiewiczowi dziś dziękuję gorąco, że powstało takowe dzieło.
Sięgając do początków naszej protocywilizacji, Niżnikiewicz bez skrupułów obnaża „boskość” naszych stwórców. Jednoznacznie wskazuje informacje o pochodzeniu naszych bogów z gwiazd (co do dzisiaj wielu katolików zgrabnie nazywa „niebem”, ale czym jest to niebo to już nie bardzo). Wiedzę czerpie z wielu źródeł, począwszy od świętych ksiąg naszej cywilizacji, a skończywszy na wielu wydaniach w ogóle niedostępnych publicznie. Z wielką skrupulatnością i dokładnością wyciąga wnioski, unaocznia fakty. Pokazuje, że wszystko to, co do tej pory wiedzieliśmy o naszym świecie, jest kłamstwem. Ale kłamstwem jakże idealnym, spójnym, stworzonym do kontroli absolutnej. Bez zbędnych ceregieli wylicza tematy zakazane, omijane i wyparte. Odrzuca całkowicie obowiązujące paradygmaty, a wręcz bajecznie ukazuje jak są naiwne i niespójne. Sięga do dziejów mitycznego potopu, zgrabnie porównując wersje obowiązujące w wielu religiach i kulturach, na przestrzeni wielu epok. Powraca do czasów Sumeru, zastanawia się nad losami mitycznej Atlantydy. I robi to z wielką gracją. Rzetelnie i konsekwentnie obnaża fakty historyczne, nadając im nowe albo po prostu prawdziwe znaczenie. Wyciąga z Biblii wiele ukrytych prawd. Przypuszczam, że bardzo szokujących dla przeciętnego, zanurzonego w świecie matrixa odbiorcy.
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza to zbiór i próba odtworzenia przeszłych zdarzeń (nie zagłębiam się tu już w brak liniowości czasu wg fizyki kwantowej i mylne jego postrzeganie, to dłuższy temat). Druga część natomiast stanowi jakby współczesną opowieść o tym, co jest. Niżnikiewicz domaga się ujawnienia niewygodnych faktów dotyczących tajemnych baz na Marsie i Księżyciu, oczywiście podpartych wieloma dowodami. Nie jest to człowiek, który posługuje się nic nie znaczącymi teoriami. Sięga głęboko, kopie, szuka i nie daje za wygraną w dosięgnięciu prawdy. Co swoją drogą jest bardzo niewygodne dla wielu środowisk, albo nawet dla większości. Nie da się bowiem sterować ludźmi świadomymi, a tych przybywa. W związku z tym, nie dziwi mnie fakt, że ta książka przeszła bez większego echa. Jest w niej tak wiele faktów, wniosków i konkretów, że absolutnie powinna się znaleźć w bibliotece każdego świadomego, samodzielnie myślącego człowieka. Niezależnie od tego czy zgadzamy się ze wszystkim, o czym mówi Niżnikiewicz czy też nie, jest to pozycja, którą przeczytać trzeba. Pokazuje bowiem wiele nieznanych do tej pory (szerszej opinii) faktów. Każe spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy, wymusza wręcz na czytelniku, aby uwolnił się z paradygmatu myślowego i zaczął patrzeć na wiele spraw samodzielnie. Widać tu lata pracy, badań i dociekań. Chapeau bas za tak mozolny wysiłek.
Na koniec warto jeszcze przypomnieć słowa Schopenhauera, który powiedział, że każda prawda przechodzi przez trzy etapy:
Najpierw jest wyszydzana. Później napotyka gwałtowny opór. W końcu uznawana jest za oczywistą.
Karolina Kowalowska
fot. www.dziupla.sowa.pl