Co współcześni mężczyźni mogą wynieść dla siebie z duchowości? Dlaczego wielu z nich uznaje duchowość za obciach i ściemę i za nic w świecie nie chce z nią poeksperymentować?
A co mogą wynieść z miłości, radości, z przyjemności i mądrości? Ze świadomości iż siłą urodzenia są istotami duchowymi ‘wynoszą’ poczucie pełni ze wszelkimi tego konsekwencjami. Dla siebie, kobiet, dzieci, całego żyjącego istnienia. Mężczyźni tak jak kobiety żyją zawsze zarówno w ‘fizyczności ‘ jak i w ‘duchowości ‘. Tylko że pewna część ludzkości męskiej (żeńskiej zresztą też) nie ma chyba pełnej świadomości na temat duchowej jakości człowieka. A mężczyzna też człowiek. Duchowość raczej dość powszechnie jest mylona z jakąś enigmatyczną ezoteryką, modłami proszalnymi, aktywną przynależnością do jakiegoś kościoła. Jeśli mówimy o Europie i całej zachodniej hemisferze świata to – by nie sięgać do czasów Babilonu – wielosetletnia ekspansja kartezjańskiego racjonalizmu i de facto postępujące ‘odduchowienie’, instrumentalizowanie panujących religii jako ‘opium dla mas’ albo brutalny oręż polityczny, czy np. monopolizacja przestrzeni publicznej przez wojnę między ‘duchem’ i ‘materią’, wzmacniały tę nierzeczywistą ‘dualność’.
Dzisiejszy facet dziedziczy w moim odczuciu umysł, emocje i ciało które reagują na ‘duchowość’ jako na coś mało atrakcyjnego – z różnych powodów ‘historycznych’ i tych uchodzących za współczesne. Nie tylko jako obciach i ściemę, ale m.in. też jako śmiertelne zagrożenie czy drogę do uratowania ludzkości przed słusznym Gniewem Bożym wartą przymusowego narzucenia wszystkim bez wyjątku…
Ze stwierdzeniem, że mężczyźni nie chcą z duchowością poeksperymentować to się nie zgadzam . Coraz więcej mężczyzn jak i kobiet ma ochotę, uzmysławia sobie i czuje, że życie w świadomej pełni to całkiem atrakcyjna wersja egzystencji. A duchowość to bardzo konkretna wiedza i mądrość więc mimo intensywnych systemowych ściem, jest coraz bardziej postrzegana jako pociągająca. Bo też łatwo w praktycznym życiu odczuć jej ‘efektywność’ i w nic nie trzeba ‘wierzyć’. Wszystko jest sprawdzalne.
Wiadomo, że powszechnie istniejące kręgi kobiet, które teraz wracają do łask, to źródło potężnej siły, która uświadamia kobietom ich naturalne moce, przynależność do natury, wspierające siostrzeństwo. Czy mężczyźni w swoim gronie też mogą doświadczyć jakiejś transcendencji, kontaktu ze Źródłem?
Zacznijmy od końca. Dla mnie Źródło to nie jest nic zewnętrznego. Miewam ostatnio przyjacielskie spory na temat Boga Osobowego i różnych Źródeł z moją córką. Choćby stąd wiem, że inteligentni ludzie, otwarci na duchowość też miewają odmienne widzenia ‘boskoźródlanej’ rzeczywistości wzajemnie wykluczające się. Jednak moim zdaniem tylko pozornie się wykluczające. To iluzje umysłu, które objawiają się (że są iluzjami) choćby w stanie medytacyjnym czyli czasem przy gotowaniu, w świętym seksie, przy zmywaniu naczyń czy przekopywaniu grządek. Wychodząc od mojego widzenia Źródła jako Wewnętrznego Boga oczywiste jest przekonanie wynikłe z doświadczania, a nie z czysto umysłowej spekulacji, że faceci spotykając się jakkolwiek prawdziwie – czyli medytacyjnie – ze sobą w męskim gronie doświadczają głębokiego kontaktu, który nazywasz transcendentalnym. Dla współczesnych ludzi (też mężczyzn) sztuką jest bycie w medytacji, w przebudzeniu , w prawdzie (czy jak tam sobie chcemy ten niesenny stan bycia nazwać) nie tylko chwilowo, w kręgu, w trakcie vipasany czy jakiejś podniosłej ceremonii pod kierunkiem oświeconego/nej Guru/Gury, ale w praktyce dnia codziennego z osobistą żoną czy kochanką albo inną rodziną, a także w swojej pracy. Na warsztatach poczucie różnych rodzajów transcendencji bywa dość łatwe i częste, ale na ogół przebudzamy się szybciutko po powrocie do domu.. Dlatego warto od czasu do czasu potrenować na warsztatach i przypomnieć sobie jak nie tracić kontaktu ze Źródłem gdy codzienna iluzyjna rzeczywistość testuje pomysłowo głębokość naszego snu czy przebudzenia. Jest to o tyle łatwe, że Żródło mamy zawsze ze sobą i w sobie, pod ręką, w sercu i wszędzie w każdej chwili dostępne. Jest jednocześnie o tyle trudne , że często chadzamy przez życia podsypiając , zapominamy zaskakująco szybko o istocie rozpraszając się na duperelach udających udatnie jądra mądrości. Reasumując – męskie spotkania w prawdzie to też źródła mocy.
Co takiego dajesz mężczyznom na swoich męskich warsztatach?
Ja? Chyba żartujesz. Każdy z uczestników bierze i daje na co go stać, na co pozwala jego świadomość, jego prawda tu i teraz. To nie są moje a nasze warsztaty: to nie semantyka . Warsztat ja organizuję, jestem facilitatorem procesu, stawiam do dyspozycji swoją wiedzę, doświadczenie a i czasem mogą wyskoczyć ze mnie jakieś przydatne komuś przebłyski mądrości. Ale każdy z nas uczestniczących daje sobie i innym swoją prawdę. Działa oczywiście dynamika kręgu/grupy. Ja w pewnym sensie pracuję jako techniczny ‘primus inter pares’ czuwający też nad bezpieczeństwem i efektywnością spotkania. A co warsztat daje uczestnikom? Co sobie biorą od siebie samych i od siebie wzajemnie? Wglądy – Praktyczne i Użyteczne Wglądy – takie, które nie generują tylko postanowienia odmiany ale tu i teraz inicjują odmianę. Stają się nią. Generują zmiany głębsze i płytsze, na teraz i na potem. Generują takie zmiany, które dotykają istotnie kursu ich/naszego życia. Nawet jak tego od razu nie zauważamy. Uzdrowienia traum, rozpuszczanie bloków i udrażnianie zastojów od poziomu fizycznego poczynając. Jeśli chodzi o konkretne przejawy czy manifestacje to zadziać się może praktycznie wszystko ale generalny efekt końcowy (tymczasowo końcowy jak wszystko w ‘tu i teraz’) to wzrost świadomości swojej osobistej mocy oraz umiejętność przerabiania swoich strachów i demonów na niezawodnych, potężnych sojuszników. A mniej wzniośle? Zdecydowanie lepsze samopoczucie – nawet jeśli przejść trzeba najpierw kryzys ozdrowieńczy. Odkrywamy pewność, że facet facetowi bratem i przyjacielem, ale i to, że nasz wewnętrzny mężczyzna i nasza wewnętrzna kobieta najlepiej funkcjonują w ramach wewnętrznego Hieros Gamos, czyli świętego związku. Bez takiej harmonijnej relacji w nas samych nasze zewnętrzne relacje – nie tylko miłosne czy rodzinne – będą tę nierównowagę wewnętrzną odzwierciedlać . Świetnie to mi prezentowało w życiu i na warsztatach moje ulubione małżeństwo teogamistów Bruce i Shakara Lyon’owie. A ja nie zamierzam tych mądrości trzymać tylko dla siebie. Panowie, wpadajcie na spotkania, będziecie mogli dalej ponieść tę mądrość do swoich partnerek czy partnerów, wpleść w swoje życie. Ale i podzielić się swoją mądrością z innymi czy wspólnie odkryć nowe prawdy.
Podobno mężczyzna może poczuć pełnię w sobie kiedy ma w sobie i w życiu misję do spełnienia. Co to za misja i na czym ona polega?
Jestem fanem Davida Deida. To szaman, tantryk, pisarz, psycholog, terapeuta, seksuolog. Mądry facet, szanowany tak przez światowy mainstream jak i tybetańskich lamów, „przerobił” w swojej praktyce tysiące singli/solistek/par o różnych formalnych statusach i uważa, że 80 procent osobników w męskich ciałach to typowi goście mogący się realizować w swoich żywotach poprzez misję. a nie relacje. Dokładnie odwrotnie niż 80 procent ludzi w ciałach żeńskich. Nie mam swoich tak rozległych i precyzyjnych badań czy obserwacji, ale mu wierzę. Po pierwsze dlatego, że sam podobny fenomen obserwuję u siebie i w moim otoczeniu, a po drugie wiele z jego innych wglądów, obserwacji i wniosków mi i innym się sprawdza. Jaka konkretna misja realizuje takiego typowego członka 80procentowej większości? Zgodna z „planem jego duszy. A takiego z 20-procentowej mniejszości? Analogiczna.
Jak można odkryć własną, indywidualną misję życiową?
Pewnie znaczna część ludzkości męskiej realizuje swoje misje prawdziwe bądź fałszywe albo się tym często nie martwiąc albo nie mając świadomości swoich misyjnych bądź amisyjnych działań. Bywa w poczuciu spełnienia. Bywa w trosce. Bywa w depresji czy desperacji – obiektywnie słusznie lub nie. Podobnie jak ta część, która się zamartwia, cierpi i zalicza doła za dołem. Albo „tylko” odczuwa dyskomfort i brak świetlistej pełni, co na dłuższą metę bywa równie przykre i męczące . Dróg odkrywania planów duszy poznałem z kilkanaście jak nie więcej , kilka z nich stosowałem z poczuciem mniejszego lub większego powodzenia. Z tymi metodami jest jak ze znalezieniem najlepszej dla siebie formy medytacji. Osho firmuje fantastyczny gruby zbiór komentarzy do 112 medytacji na okoliczność wszelkich okoliczności jakie tylko istnieją na ziemskim padole – wydany też po polsku. I tam zaleca czytelnikowi taką metodę: poznawaj medytacje z tego zbioru medytacyjnego na wszelkie okoliczności po kolei praktykując jedną po drugiej, przez trzy dni, badając jak pasuje i jak odbierasz jej skuteczność. Jeśli natrafisz na taką, z którą zrezonujesz, pozostań z nią na dłużej . Jak się sprawdza, nie szukaj dalej i praktykuj. Jak poczujesz, że już nie pasuje, szukaj dalej, aż znajdziesz kolejną pasującą. Na warsztatach mówimy o kilku praktykach mogących pasować uczestnikom, ale przerabiamy zwykle kilka metod często nawet ich tak nie nazywając. Szczególnie, że bywają te metody na ogół „wielofunkcyjne’ .
Tak naprawdę wszelkie sensowne rozwojowe warsztaty służą naprowadzaniu nas na być może nieuświadomioną albo zagubioną ścieżkę życia, zgodną z planem duszy. Mają nam pomóc rozpuścić przeszkody wewnętrzne i zewnętrzne. Przypomnieć nam o co tak naprawdę tu i teraz w naszym życiu chodzi. Podzielę się tutaj tylko jedną praktyką Colina Sissona, u którego poznałem jej uniwersalność w uzdrawianiu wszystkiego, co ludzkie i nieludzkie oraz jej przydatność także w sprawach „misyjnych”. To banalnie prosta (niestety pozornie choć z drugiej strony niekoniecznie) sesja oddechowa integrująca naszą świadomość dzięki wspomaganej oddechem obecności/uważności. Niezwykle poręczny instrument pozwalający testować zawsze i wszędzie stan zgodności ‘planu duszy’ i realizowanej misji z możliwością odkrywania kolejnej, pasującej do duszy misji w przypadku dezaktualizacji jakiejś jej wersji. Z oddechem , świadomością , uważnością, obecnością, ciałem, emocjami i umysłem nie musimy się przecież nigdy i nigdzie rozstawać. Jeśli ktoś potrzebuje współdziałania z mojej strony w czasie indywidualnych sesji integracji oddechem, też poza warsztatami, jestem do dyspozycji . Jak ktoś woli do pomocy kobietę, to świetna jest certyfikowana przez Colin’a Sisson’a współprowadząca ze mną najbliższe warsztaty Radykalnej Prawdy doświadczona w praktykowaniu tej uniwersalnej metody healing’owej Justyna Grabska..
Co to jest Radykalna Prawda?
Zgodnie z definicją sympatycznego mi ks.Tischnera są Trzy Podstawowe Prawdy – (prosta) Prawda, Tyż Prawda i Gówno Prawda . Tak mi teraz przyszło, że Radykalna Prawda to jakby te trzy w jednej. A na poważnie? Radykalna to Prawda o tym, gdzie jesteśmy tu i teraz względem planu duszy. Bo im bardziej się oddalamy, tym bardziej boli. Aż do strefy, gdzie przestaje boleć z powodu wypierania czy zamrażania. Wtedy to wchodzimy w hibernację udającą życie i naszą aktualną prawdą staje się podobnie iluzoryczna jakość jak ta prasowego organu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego o zmyłkowym tytule „Prawda”.
Jednym z Twoich mistrzów był Bruce Lyon, nowozelandzki szaman, który naucza o teogamii. Co takiego przełomowego wprowadził w Twoje życie?
Świetnie, że nazwałaś Bruce’a moim mistrzem – nieźle by się uśmiał. Bruce Lyon jest – oprócz bycia m.in. szambalicznoteogamicznym tantrykiem – współzałożycielem i głównym prowadzącym przedsięwzięcia z obszaru świadomej seksualności będącego nie tylko z nazwy Międzynarodową Szkołą Sztuk Świątynnych (ISTA) , której trzystopniowy program ukończyłem w zeszłym roku. Temat ‘mistrzyń/mistrzów’ i duchowych nauczycieli, wyszedł dość zabawnie acz znacząco za sprawą jednej uczestniczki podczas trzeciego ‘facilitatorskiego’ stopnia ISTA. Uczestniczki pochodzącej z katolickiego kraju, a znanej sporej części polskiej „społeczności rozwojowej” jako bezkompromisowa orędowniczka jedynej prawdziwej ścieżki tantry i promotorka świętej ścieżki prowadzącej ku prawdziwej kobiecości i wolnej, zdrowej seksualności. Przy okazji też oczywiście do sprawiedliwego pokoju na świecie. Owa uczestniczka jako jedyna z dwudziestoparoosobowej międzynarodowej grupy warsztatu, składającej się z doświadczonych w świecie facilitatorów i trenerów świadomej seksualności, obstawała przy niezbędności sprawowania funkcji 'nauczycielskiej’ przez osoby prowadzące wszelkie „poważne” warsztaty rozwojowe ze względu na potrzebę opieki nad kursantami, wynikającej z niezbędności relacji mistrz-uczeń. Siebie samą zresztą rozumiała ona jako duchowego nauczyciela z mistrzowską specjalnością . Bruce natomiast przewodził tematyce pt. DZIŚ CZAS GURU SIĘ SKOŃCZYŁ nie tylko słowem ale i czynem. To jest trudne do zaakceptowania dla ludzi oczekujących prowadzenia i bycia nauczanymi, dla potrzebujących Mistrza. Było to też trudne w praktyce nawet dla dużej części doświadczonej rozwojowo światowej społeczności przywołanego powyżej warsztatu ISTA mimo jej niemal stuprocentowo zgodnej deklaracji o końcu czasu dla guru i dla nauczycielskiej nadopiekuńczości. Dlaczego o tym tak się rozwodzę? Bo z tym wiążą się dwie z kluczowych kwestii nie tylko dla prowadzenia warsztatów, ale moim zdaniem dla generalnie świadomego życia. Świętego swoją codziennością, a nie warsztatową odświętnością. To jest po pierwsze kwestia życiowej ODPOWIEDZIALNOŚCI ( ang. responsibility tzn bycie w stanie PRAWDZIWIE ODPOWIADAĆ na to co nam się pojawia w życiu ) a po drugie kwestia tworzenia siły/mocy (ang. empowerment , tzn .wzmacnianie takiej PRAWDZIWEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI w WOLNOŚCI .- cudzej tak samo jak swojej własnej). Obie te kwestie adresuje swoim życiem prywatnym i służbowym teogamista Bruce Lyon, od którego czerpię nadal pełnymi garściami jak tylko pojawia się okazja. W kwestii teogamii też. I dzielę się jak i planuję w przyszłości się dzielić na warsztatach męskich, żeńskich i zmieszanych tym co od niego wziąłem i jeszcze wezmę przepuszczając to siłą rzeczy przez mój osobisty filtr czucia i rozumienia.
Na swoich męskich warsztatach korzystasz z praktyki Koła Zgody. Na czym ona polega?
Koło Zgody to świetny instrument sformułowany i ciągle rozwijany przez socjopsychoseksuolożkę Betty Martin, którą wspomaga w tym ciągle rosnąca, dosłownie interkontynentalna społeczność wykształconych przez nią bezpośrednio fanów tego wehikułu rozwojowego, praktykujących i rozsławiających Koło poprzez dzielenie się wiedzą o nim i przez stosowanie go w pracy np. warsztatowej. Ale i w każdej innej aktywności – bo to instrument iście anielskouniwersalny. Do tego grona kształconych przez Betty fanów zaliczam się ja i zachęcam każdego do nawet amatorskiego stosowania. O Kole Zgody Betty sama opowiada i wyjaśnia na youtube. Nie będę jej tu robił konkurencji jako jej niedawny student. Powiem tylko, że Koło Zgody jest w zasadzie banalnie proste: używając dosłownie kilku pytań i praktyk niekoniecznie intelektualnego doświadczania, pomaga ono uświadomić sobie i innym w jakiej prawdziwej roli jesteśmy robiąc to czy owo, tu i teraz, ale też zwykle i wszędzie, i w jakiej relacji jesteśmy/bywamy wobec osoby z którą jesteśmy/bywamy w jakiejś interakcji . I jak nam się te role niepostrzeżenie zmieniają, jeśli nie jesteśmy w uważności lub nie mamy wystarczająco klarownej intencji trzymania się uzgodnionego z kimś rodzaju interakcji. Zapraszam na warsztaty męskie, żeńskie i mieszane z zespołem Radykalnej Prawdy – tam popraktykujemy Koło Zgody. Bez spróbowania go na żywych ciałach i emocjach pozostanie ono tylko błyskotliwym konceptem.
Rozmawiała
Dora Rosłońska
Alan Palinowsky – inicjator cyklu Twoja Radykalna Prawda
By stawać świadomie w prawdzie zdjął przed ponad dekadą krawat korporacyjnego szefa i zanurkował pełen nadziei na 5 pełnoetatowych lat jako nadzwyczaj pilny student aktorstwa w „Szamanicznym Teatrze Przebudzenia” i asystent w „Tantrze Serca” M.G. Wisniewskich. Po rozstaniu z „teatrem serca” od 2011 zgłębiał m.in. u Hawken’a i u asystującej Osho przez ponad 30 lat Sarity tajniki świadomego dotyku tantrycznego i energetykę „mistrzowskiej miłości”, rozbrajanie powięzi u Satyarti’ego Deva i masaż ajurwedyjski intymnych punktów marma w Izraelu , trenował świadomy ruch wg Moshe Feldenkrais’a, Danza Sensibile u Claude’a Coldy’ego, rozpuszczanie traum u Giten’a, praktyczną filozofię syberyjskoTaoistycznej tantraYogi u Lucis’a, wewnętrzne małżeństwo i „healthy masculine” u Shakara’y/Bruce’a Lyon’ów, szamańską świętą seksualność w trakcie trzypoziomowego procesu rozwojowego w ISTA (Międzynarodowa Szkoła Sztuk Świątynnych) korzystając z doświadczeń którymi dzielili się hojnie w czasie treningów Ohad Pele Ezrahi, Baba Dez Nichols, Bruce Lyon, Deborah Anapol, Lawrence Lanoff, Elaine Young i Janine McDonald . Tłumaczył warsztaty dobrych nauczycieli tantry, pracy z ciałem i seksualności czerpiąc w ten sposób lepiej z przekazu choćby Sachar’a Caspi, Michal Maayan, John’a Hawken’a (współpracownika Margot Anand od Osho), Andrew Barnes’a – sexuologa z antypod zgłębiającego orgazmologię i rozbrajanie ciała, czy wspomnianej Mahasatvaa Ma Ananda Sarity, u której uzyskał w 2014 dyplom masażu kaszmirskiego i sexualnego tao. Dzięki możliwości bezpośredniego treningu u Betty Martin coraz bardziej świadomie praktykuje na warsztatach, sesjach i w działaniu własnym Koło Zgody, którego to instrumentu nauczanego przez Betty – świetnego w swojej uniwersalności – jest bardzo gorącym propagatorem. Od 2015 jako praktykujący obecność/ integrację oddechem wg Colin’a Sisson’a włącza tę zaskakująco skuteczną metodę w sesjach z klientami i na treningach grupowych. Jako propagator otwartej duchowości , tantry i świadomej seksualności oraz ekologicznego trybu życia i gotowania wg 5ciu Przemian animuje pod pseudonimem Piotr Jan Legut fejsbukową społeczność tantRaMoriaMonoPoli i swój wrocławski projekt KsięgarnioKawiarnia Nalanda. Jako mentorowi, trenerowi i coach’owi pracującemu też jako interim manager w biznesie przyświecają mu takie same wartości jak w indywidualnych działaniach rozwojowych i w pracy z grupami niebiznesowymi. Bliskie jest mu podejście Krishnamurti’ego dotyczące nauczania i Młynarskiego/Osieciej dotyczące textów i muzy. Lubi jak opowiadają Osho, Tolle i Mooji, oraz jak cicho pojękują Glenn Gould >> tu https://www.youtube.com/watch?v=CrPrJ0ih8Kc <<< i Keith Jarrett przy wariacjach goldbergowskich czy podczas koncertu na JJ’85 w Kongresowej i tu >>>https://www.youtube.com/watch?v=actkvl0mGf8 .
Ceni filmy Short Bus i Dangereous Beauty oraz malowanki Miro i chlopców z Blauer Reiter, a późny Jawlenski uwodzi go swoim śmiertelnym minimalizmem. Dla rozrywki Philip Glass z Ravi Shankar’em >>> m.in. tu >>>https://www.youtube.com/watch?v=HYaJqrDpmAE <<< i czasem do medytacji ojazjonalnie niestety tylko baaaaaaaaaaaardzo dobre wino … inne w drodze do żołądka cudownie nie zamienia mu się w krystalicznie klarowną żywą wodę …